sobota, 29 sierpnia 2015

Od Charu c.d. Chihayi

Patrzyłem na dziewczynę ze współczuciem. Powinienem się był na nią wściekać, ale nie potrafiłem - w końcu jestem Bóstwem Pokoju. Nie potrafię się denerwować, chociażbym bardzo chciał. Nie znałem nawet takiego uczucia jak złość.
 - Po tym jak połamałaś mi żebra nie mam zamiaru - odparłem, łapiąc się za bok. No cóż, jakoś to przeżyję. Już nie raz byłem przecież poturbowany - najczęściej przez moją ukochaną siostrę bliźniaczkę. Zawsze nie omieszkała mi przyłożyć, gdy się spotykaliśmy. - Nie powinnaś się tak zachowywać.
 - Bo co? - Warknęła Chihaya, patrząc na mnie morderczym wzrokiem. Gdyby można było zabijać samym spojrzeniem, pewnie bym już nie żył. Nie była jednak pierwszą osobą, która mnie nienawidziła. Przyzwyczaiłem się do tego - niemało jest przecież ludzi na świecie, którzy adorują wojnę i nie znoszą pokoju.
 - Samą walką do niczego nie dojdziesz - usiadłem obok niej na ziemi i podciągnąłem kolana pod brodę. Nie uśmiechało mi się nadal tkwienie w tej strasznej miejscowości, ale nie miałem zamiaru zostawiać dziewczyny samej - nie żebym się martwił o nią, a raczej o tych, których jeszcze mogła pobić. W ataku furii gotowa rzucić się przecież na każdego, a ja jako Bóstwo Pokoju musiałem przypilnować by tego nie robiła. - To bezcelowe.
 - Przestań się wymądrzać, bo zarobisz w szczękę! - Zawołała z pasją, a ja nie miałem zamiaru jej uspokajać. Gdyby skoczyła nagle na mnie, wystarczyła jedna moja myśl, by odeszła jej ochota do walki. Czasem cieszyłem się z tego daru. Dzięki niemu wiele razy uniknąłem śmierci, albo trwałego kalectwa. - Mam cię dosyć.
 - Co ty w ogóle taka cięta jesteś na mnie, co? - Spytałem, marszcząc czoło. Nie wiedziałem o co jej chodzi, przecież w gruncie rzeczy nic złego jej nie zrobiłem. Znaliśmy się zaledwie kilka godzin - może nawet mniej. Szczerze mówiąc nie miałem pojęcia ile minęło od czasu walki z kryształowym potworem. - Co masz do mnie?
 - Nienawidzę cię - mruknęła, wpatrując się w podłoże. Księżyc oświetlał jej twarz, dlatego mogłem dojrzeć iż targają nią złe uczucia. Nadal nie uspokoiła się po śmierci tego chłopca... W sumie nie dziwiłem się jej. Mną również to wstrząsnęło, ale starałem się to ukrywać - musiałem panować nad emocjami, w końcu codziennie spotykałem się z okrucieństwem.
 - Okay, to już słyszałem - prychnąłem pogardliwie. Mnie również było żal malca, ale nie mogliśmy już mu pomóc. I tak Chiyaya dała nauczkę tym trzem bandytom, chociaż zasługiwali na coś o wiele gorszego. Chętnie nasłałbym na nich Clarissę by zrobiła z nimi porządek, gdyby nie to, że muszę szerzyć pokój.  - Pytam cię dlaczego? Wiem, czemu moja siostra mnie nie znosi - ona kocha wojnę, a ja wszystkie kończę. Ale że ty? Nie rozumiem cię... Powiedz mi - kim ty sama jesteś? Bijesz się jak Bóstwo Wojny, kłócisz się ciągle ze mną, czepiasz się o wszystko, włóczysz się po jakiś nieciekawych okolicach... O co tobie w ogóle chodzi?

Chihaya? :p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz