Siedziałam na brzegu Jeziora Crystalinne, przesuwając końcem mojego miecza po przejrzystej tafli wody. Wokół śpiewały ptaki, latały motyle... fatalna sceneria. Szczerze mówiąc wolałam pole bitwy, ale cóż - w tej chwili żadna wojna nie toczyła się, mój brat bliźniak postanowił wszystkie zakończyć. Dlatego ja uznałam, że wyemigruję ze świata bóstw i "poszukam guza" w ludzkim świecie. Ale tak naprawdę nie miałam pomysłu, gdzie mam iść ani co robić. Dlatego siedziałam właśnie w tym obrzydliwie pięknym miejscu, które działało na mnie - lekko mówiąc - irytująco. Drażniło mnie to. Zamiast zapachu kwiatów, wolałam czuć zapach dymu, zamiast śpiewu ptaków - szczęk zbroi. Taka się urodziłam - nie moja wina.
W końcu wstałam i postanowiłam, że pójdę do domku nad brzegiem i spędzę tam noc - być może wtedy przyjdzie mi coś do głowy. Kopniakiem otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zapaliłam światło - aczkolwiek już nadchodził zmierzch. Myślałam, że zaparzę sobie kawy - mocnej, czarnej kawy, ale ktoś kto był tu uprzednio zapomniał uzupełnić zapasy. No cóż. Zadowolę się herbatą. Bez cukru oczywiście.
Usiadłam w bujanym fotelu i huśtając się lekko, zaczęłam rozmyślać o swoich wrogach, których kiedyś będę musiała zabić.. Te marzenia były takie piękne!
Puk puk puk.
Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Poczułam, że gniew we mnie wzrasta. Jak ktoś śmie zakłócać mój spokój? Zdenerwowana do granic możliwości podeszłam do wejścia. Z impetem nacisnęłam klamkę i ujrzałam... Suzushikujo. No super. Nie ma to jak bóstwo chaosu i zniszczenia oraz wojny w jednym miejscu.
Suzushikujo? Nie mam pomysłu, wybacz :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz