niedziela, 30 sierpnia 2015

Od Charu c.d. Chihayi

Chihaya zasnęła po chwili, a ja stałem jakiś czas, opierając się o jakąś deskę i patrzyłem na nią. Była taka inna, gdy spała... Wyglądała jak mała dziewczynka, w niczym nie przypominała tej odważnej, wojowniczej dziewczyny, która jednym ciosem powalała na ziemię dorosłego faceta. Wiedziałem, że w gruncie rzeczy ona nie jest zła, ani też taka, jaką sama siebie opisuje. Szczerze mówiąc, martwiłem się o nią. Wystraszyłem się, gdy nagle zabrakło jej tchu - to nie wróżyło nic dobrego.
 W końcu zmęczyłem się staniem i usiadłem na ziemi. Miałem świadomość, że będę musiał czuwać cały czas. Chihaya była taka zmęczona - w życiu bym jej nie budził, a ta okolica była zbyt niebezpieczna... W każdej chwili mógł pojawić się jakiś kolejny kryształowy potwór, albo coś.
 Przesiedziałem więc tak parę ładnych godzin, nasłuchując, czy coś się do nas nie zbliża. Miałem szczęście, że akurat żaden stwór nie zaciągnął się w te okolice. Od czasu, do czasu zerkałem na Chihayę, która spała jak suseł, nadal ściskając w dłoni kawałek kryształu.
 Nie wiem ile minęło czasu, ale w końcu nie wytrzymałem i na chwilę zamknąłem oczy, opierając głowę o jakiś wystający kawałek metalu. Od razu zasnąłem - efekt ostatnich przeżyć, bezsennej nocy i tak dalej.
 Obudziłem się dopiero, gdy ktoś zaczął szarpać mnie za ramię.
 - Co... o co chodzi? - Spytałem otwierając oczy i ujrzałem nad sobą zdenerwowaną twarz Chihayi. No jasne, obudziła się, zobaczyła, że ja śpię i jest wściekła. Powinienem się do tego przyzwyczaić, ona nigdy nie zmieni do mnie nastawienia.
 - Nie ma to jak ciebie zostawić na posterunku - westchnęła ciężko i wygramoliła się ze swojej opony. Nie miałem pojęcia która jest godzina, ale musiało być około południa, gdyż słońce wisiało wysoko na niebie.
 - Ja wcale nie spałem, tylko... - żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła mi do głowy. Zresztą nie miałem siły na kłótnię z nią. Głowa mnie rozbolała - to pewnie przez ten metal i miałem ochotę znaleźć się gdziekolwiek, byle nie tu. - To co robimy?
 - My? - Zdziwiła się Chihaya i spojrzała na mnie z ukosa. Jeśli myślałem, że od ostatniej naszej rozmowy coś się zmieniło, to się myliłem. Nadal była na mnie cięta. Przecież ja chciałem tylko jej pomóc...
 - No jasne, zapomniałem - westchnąłem, podnosząc się z ziemi. Otrzepałem spodnie i poprawiłem na sobie koszulę. Przeczesałem palcami włosy, rozglądając się po okolicy. Po chwili zorientowałem się, że dziewczyna nadal na mnie patrzy. - Czyli co? Znów się rozdzielamy?

Chihaya? Przepraszam, brak weny :/

Od Shane'a c.d. Feitana

Kręciłem się po mieście nie mając niczego konkretnego do roboty. Chihayę znowu gdzieś poniosło, kumple ze szkoły mieli własne plany, więc zostałem sam. W sumie może to i lepiej. Miałem chwile by pomyśleć. Tylko o czym? Głośno wypuściłem powietrze ustami i spojrzałem w niebo. Jednak szybko spuściłem głowę, kiedy do moich oczu wpadły krople deszczu. No tak, zapomniałem, że pada. Poprawiłem kaptur i ruszyłem pustą ulicą w stronę lasu. Nagle stanąłem widząc na środku drogi chłopaka. Wydawało mi się, że go znam, więc przez chwilę mu się przyglądałem. Nagle przybrał postać człowieka i podszedł do mnie. Więc to było bóstwo.
- Doberek, chodź bardziej by pasowało powiedzieć dobry wieczór. Co pana nosi w nocy na dworze? Wypadałoby spać, chyba, że cierpisz na bezsenność. Jak mi przykro, może przejdziemy się razem coś zjeść. Wiesz trochę jestem głodny.
Kiedy to powiedział od razu go poznałem. Feitan, bóstwo Lasu. Zastanawiało mnie dlaczego zwraca się do mnie "pan". I dlaczego wspomniał o bezsenności. Nagle uprzytomniłem sobie, że wypadałoby mu odpowiedzieć. Skinąłem głową.
-Tak, masz rację. Też jestem głodny-chyba skłamałem, nie wiem. Ruszyliśmy w stronę centrum miasta, gdzie było najwięcej restauracji-A tak jakoś się szwendałem..-mruknąłem wzruszając ramionami.-A ciebie głód zagonił do miasta?-zaśmiałem się patrząc na wystawy mijanych sklepów. Przeważnie były to sklepy z ubraniami, rzadziej spożywcze, a innych ze świecą szukać.
-Między innymi-odpowiedział wymijająco. Zerknąłem na niego. Znałem ten sposób odpowiadania bardzo dobrze. Nagle stanąłem przed jedną z droższych restauracji. Może i było trochę drożej, ale przynajmniej miałem pewność, że się nie zatrujemy. Fei również się zatrzymał i najpierw spojrzał na mnie, a następnie na banner restauracji.
-Nie mam na tyle pieniędzy-powiedział pokazując puste kieszenie. Wzruszyłem ramionami.
-Trudno się mówi. Najwyżej ja zapłacę, kasy mi nie brakuje-otworzyłem drzwi do lokalu i wszedłem do środka. Wnętrze było bardzo przyjemne, grała wolna muzyka. Skierowałem się do stolika w kącie. Usiadłem i czekałem aż dołączy do mnie Feitan. Po dłuższej chwili chłopak usiadł na przeciwko mnie. Nie wyglądał na zachwyconego, ale wiedziałem, że martwi go, a przynajmniej byłem prawie pewien, ubogi stan jego funduszy. Spojrzałem na niego obojętnie.
-Nie martw się, ja za wszystko zapłacę. Możesz wybierać na co tylko masz ochotę-mruknąłem.

Fei? ;-; Wybacz, kompletny brak pomysłu :c

Od Chihayi c.d. Charu

Wzruszyłam lekko ramionami.
-Czy ja wiem..-mruknęłam.
-Nie marudź, nie zostawię cie samej-powiedział uśmiechając się lekko. Uśmiechnęłam się delikatnie. Było to miłe z jego strony. Ale w końcu jest bóstwem Pokoju, dobro leży w jego naturze. Rozejrzałam się dookoła. Nie bardzo wiedziałam gdzie mogłabym się udać by się trochę przespać. Chociaż z Charu miałam więcej miejsc do dyspozycji. Powoli to dziwne uczucie ustępowało i wracał mi normalny dech. Jednak zmęczenie coraz bardziej dawało mi się we znaki. Ledwo trzymałam się na nogach, a obraz coraz bardziej mi się rozmazywał. Powoli wypuściłam powietrze ustami. Widziałam jak chłopak zerkał co chwile na mnie. Wydawał się być zmartwiony. Powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę Wrakowni, gdzie chyba najłatwiej będzie znaleźć jakiś kąt. Szliśmy w milczeniu. Ja próbowałam uspokoić emocje i zapanować nad tym wszystkim. Kiedy stanęliśmy przed stosem różnych przedmiotów to dziwne uczucie znowu wróciło. W jednej chwili zabrakło mi tchu. Oparłam się bokiem o stertę, próbując złapać oddech, jednak na nic. Charu spojrzał na mnie nieco przestraszony. Wyciągnął w moją stronę rękę, jednak szybko ją cofnął przypominając sobie moje słowa o niedotykaniu mnie. Upadłam na kolana i w tym samym momencie wzięłam głęboki wdech. Spuściłam głowę, uspokajając oddech. Podniosłam się podciągając na wystających przedmiotach.
-O zobacz-Charu wskazał jakąś większą dziurę-Tu możesz odpocząć
Zerknęłam w stronę, którą wskazywał i skinęłam głową wchodząc do dziury, Okazało się, że jest to wnętrze wielkiej opony. Oparłam się o nią plecami i osunęłam na ziemię kuląc najbardziej jak umiałam.
-Powinnaś się przespać-powiedział patrząc na mnie. Pokręciłam głową. Owszem musiałam. Jednak nie chciałam. On sobie nie poradzi, jeśli coś nas zaatakuje.. Chociaż.. Może powinnam.. Pomimo moich starań powieki ciążyły mi coraz bardziej. Spróbowałam się podnieść, jednak Charu mi nie pozwolił. Spojrzałam na niego lekko zaskoczona.
-Siedź. A najlepiej się połóż-mruknął. Oparłam głowę na kolanach. Nie było mi jakoś bardzo wygodnie, ale będąc tak zmęczoną potrafiłabym chyba zasnąć nawet na kolcach. Pół przytomna sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam z niej kawałek kryształu. Uśmiechnęłam się lekko i ścisnęłam go w dłoni zasypiając szybko.


Charu? Wybacz, brak czasu :c

Od Charu c.d. Chihayi

 Nie wiedziałem, co mam robić. Trochę brakowało mi towarzystwa Chihayi, ale pogodziłem się z tym, że nasza znajomość się skończyła... Może jeszcze kiedyś się spotkamy. Może...
 Postanowiłem, że wrócę do naszego świata i popytam, czy ktoś nie wie, gdzie jest Clarissa. Tam gdzie ona, tam zawsze też jakaś kłótnia, czy wojna, więc przynajmniej będę miał jakieś zajęcie. Ciekawe, czy tym razem zajmie mi to godzinę, cały dzień, czy też kilka lat... Szczerze obawiałem się tego ostatniego. Nie lubiłem takich zadań...
 Powróciłem do Drzewa Sorcieres i przeszedłem na drugą stronę. Zrobiłem kilka kroków i zauważyłem, że na ziemi leży coś błyszczącego. Podszedłem bliżej... Kryształ? Tak, jasne! Pewnie Crystalveurs, z którym walczyła Chihaya pozbierał się do kupy i przechodził tędy, gubiąc kawałek siebie. Pochyliłem się, żeby podnieść odłamek, ale wtedy usłyszałem czyjeś kroki. Zatrzymałem się, czekając na rozwój wydarzeń.
 - Prze...Prze...praszam - usłyszałem głos Chihayi. Co prawda brzmiał nieswojo, ale od razu poznałem, że to ona. Odwróciłem się gwałtownie i ujrzałem, że dziewczyna oddala się.
Wyglądała jakby była wyprana z emocji... 
 - Hej, czekaj! - Zawołałem za nią, po czym podniosłem z ziemi kawałek kryształu. Bóstwo Nocy zatrzymało się i patrzyło na mnie zdziwione. Podbiegłem do niej i wyciągnąłem do niej rękę ze znaleziskiem. - Masz, to dla ciebie.
 - Co? Dlaczego? - Wzięła do ręki odłamek, nadal nic nie rozumiejąc. Nie wyglądała w tej chwili szczególnie. Miała blade policzki, podkrążone i zaczerwienione oczy. Zrobiło mi się jej żal, naprawdę. - Co to jest?
 - Kawałek Crystalveursa, z którym walczyłaś - odparłem, uśmiechając się. Wiedziałem, że z dziewczyna jest coś nie tak. Jej głos był jakiś taki inny i w ogóle mówiła tak, jakby sprawiało jej to trudność.
 - Ty znalazłeś, więc... - chciała oddać mi kryształ, ale pokręciłem tylko przecząco głową. Pomyślałem, że pierwszy raz od dawna normalnie rozmawiamy, nie kłócimy się. To było aż dziwne...
 - Nie, nie. Zabierz go - nakazałem jej. W końcu dziewczyna schowała odłamek do kieszeni i spuściła smutno głowę. Widocznie ta noc ja wykończyła. Śmierć tego chłopca, potem ta dziewczynka i jej ojciec... - Masz swój łup wojenny.
 - W porządku. Dzięki - szepnęła, po czym odwróciła się i powłócząc nogami ruszyła przed siebie. Nie mogłem uwierzyć, że kilka godzin temu pokonała Crystalveursa, po czym walczyła jeszcze z bandytami.
 - Chihaya! - Zawołałem, podbiegając do niej. Jakoś głupio mi było teraz zostawiać ją samą. Czyhało przecież tutaj wiele niebezpieczeństw, a ona w tej chwili nie wyglądała jak ktoś, kto jest gotów stawić czoła przeciwnościom losu. - Dokąd idziesz?
 - Znaleźć jakieś miejsce, gdzie mogłabym odpocząć - odpowiedziała cicho. Już wolałem jak po mnie wrzeszczała, dosłownie... Nie znałem takiej spokojnej Chihayi. Ona była zbyt spokojna... Zacząłem się o nią martwić.
 - Mogę cię odprowadzić? - Zaproponowałem. Nawet jeśli odpowiedziałaby przecząco i tak nie dałbym za wygraną - nie chciałem mieć jej życia na sumieniu. Nigdy bym się po tym nie pozbierał. A zresztą, nawet ją polubiłem. - To trochę niebezpieczne, żebyś chodziła tutaj sama...

Chihaya?

Od Chihayi c.d. Charu

Nabrałam powietrza by coś powiedzieć, jednak głos uwiązł mi w gardle. Patrzyłam za oddalającym się chłopakiem szeroko otwartymi oczami i otwartą buzią. Kiedy zniknął mi z pola widzenia, odwróciłam się bez słowa i już chciałam pójść, jednak zatrzymały mnie słowa starszej kobiety z okna gdzieś na górze.
-Nie martw się. Jak kocha to wróci-powiedziała. Z tonu jej głosu, można było łatwo zgadnąć, że się uśmiecha. Nawet nie podniosłam na nią wzroku. Zacisnęłam dłonie w pięści i próbując jakoś opanować emocje w milczeniu zniknęłam w jakimś ciemnym zaułku. Tam przybrałam postać bóstwa, jednak bez skrzydeł. Spojrzałam w górę. Niebo powoli zaczynało się rozjaśniać. Dwa wysokie budynki, między którymi stałam, były jakieś 3 metry od siebie. Wskoczyłam na stertę jakichś desek po swojej prawej, a następnie na ścianę przeciwnego budynku. Szybkimi skokami na ściany w mig dostałam się na spadzisty dach jednego z nich. Usiadłam na nim i spojrzałam na horyzont. Miałam ochotę znowu zacząć płakać, ale chyba zabrakło mi łez. Pamiętam jak Shane pocieszał mnie zawsze, kiedy miałam w oczach łzy. "No, Gwiazdeczko, nie płacz."usłyszałam jego głos w głowie i uśmiechnęłam się na wspomnienie tych chwil. Po tych słowach, ja zawsze uśmiechałam się sztucznie, a on ciągnął mnie za policzki i wtedy wybuchaliśmy śmiechem. Uśmiechnęłam się delikatnie do wschodzącego już słońca. Wraz z pierwszymi promieniami uderzyła mnie teraźniejszość. Słyszałam w głowie wszystkie słowa, które wypowiedziałam, wykrzyczałam i wyszlochałam. Wszystko to co mówił Charu. Co mówiła Inasa, jej ojciec, trójka chłopaków i pani z okna. Wszystko, co do słowa. Podciągnęłam kolana pod brodę i schowałam twarz. 
-Dlaczego ty nie umiesz się zamknąć..?-szepnęłam do siebie i z moich oczu popłynęły łzy. Dziwić się, że nikt nie lubi Nocy. Promienie ogrzewały mnie coraz mocniej przez co stałam się coraz bardziej śpiąca. Spanie na dachu nie wchodziło w grę, a nie spałam od kilku dni, więc musiałam szybko wrócić do "domu". Ześlizgnęłam się z dachu i wylądowałam z powrotem na ulicy. Narzuciłam na głowę kaptur i ruszyłam w stronę powrotną do Drzewa Sorcieres. Na ulice zaczęli wychodzić ludzie, zaczęli rozmawiać. Otaczały mnie śmiechy, rozmowy, gwar. Dzieci co chwila przebiegały przeze mnie, jednak nic sobie z tego nie robiłam. Szłam przed siebie z wbitym w ziemię spojrzeniem. W głowie miałam kompletną pustkę. Nie chciałam się zadręczać, a nie myślenie było najlepszym sposobem. Po około godzinie dotarłam do drzewa. Nie myśląc wiele przekroczyłam portal i znalazłam się między krzyżami. Rozglądnęłam się dookoła. W polu mojego widzenia nie było nikogo. Przynajmniej nikogo nie widziałam, ale czułam czyjąś obecność. Zrobiłam kilka kroków naprzód i moim oczom ukazał się pochylony nad czymś Charu. Był do mnie tyłem, ale po zatrzymaniu ręki w połowie czynności widać było, że wie, że za nim stoję. Miałam wrażenie, że jakaś niewidzialna lina zaciska mi się na gardle prze co traciłam dech. Jednocześnie miałam w płucach tak dużo powietrza, że nie mogłam nabrać więcej. Długą chwile staliśmy w ciszy. Żadne z nas nie zrobiło wtedy nawet najmniejszego ruchu. W końcu udało mi się coś powiedzieć. Co prawda nie moim, trochę piszczącym, głosem, ale zawsze coś.
-Prze..Prze..praszam..-mówienie sprawiało mi w tej chwili dużą trudność. Nie wiedziałam dlaczego i chyba nie chciałam wiedzieć. Nie czekając na reakcję chłopaka odwróciłam się i ciągnąc nogami ruszyłam szukać miejsca do spania. 


Charu?

Od Charu c.d. Chihayi

 Patrzyłem chwilę za oddalającą się dziewczyną i pomyślałem, że chyba odwrócę się i pójdę w drugą stronę. W gruncie rzeczy, czemu miałem cały czas za nią chodzić? Nie chciałem kolejnego wroga wśród bóstw, ale cóż... Chyba już nic nie mogłem poradzić. Chihaya była zbyt zacięta w swoich postanowieniach. A zresztą, lepiej dawała sobie radę beze mnie.
 Skręciłem więc w pierwszą lepszą alejkę, wsadziłem dłonie w kieszenie spodni i szedłem przed siebie, pogwizdując. Nagle usłyszałem za sobą tupot kroków.
 - Hej, a ty gdzie? - Zawołała Chihaya zdziwionym głosem. Odwróciłem się i ujrzałem jej urażoną minę. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Naprawdę, nie rozumiałem tej dziewczyny. Skoro mnie nienawidziła, to po co było jej moje towarzystwo?
 - Do swoich zadań - wzruszyłem ramionami, po czym odwróciłem się do niej plecami i znowu ruszyłem przed siebie. Po chwili dogoniła mnie i złapała za ramię, trochę zbyt mocno niż powinna. Dosłownie, ona powinna być bokserem, a nie Bóstwem Nocy.
 - Jak to? - Zapytała, mordując mnie wzrokiem. Nie ma to jak ambiwalencja. Ma mnie dość, a jednak nie chce, żebym sobie poszedł. No jasne, nie będzie miała się na kim wyżywać... Szczerze mówiąc już mnie to trochę zaczęło nudzić. - Zostawiasz mnie samą?
 - Może sobie nie poradzisz, co? - Westchnąłem ciężko. Zobaczyłem, że z okna jednej kamienic przygląda nam się jakaś starsza pani. Pewnie sądziła, że dwójka zakochanych prowadzi jakąś sprzeczkę... Ta, jasne.
 - Nie! Poradzę, ale... - starała się wymyślić, jakiś konkretny, oryginalny argument. Byłem ciekawy, co tym razem usłyszę... Że "nie rozumiem Nocy"? Nieee, to już było. Chociaż powtarzała to tak często, że teraz też mogła to powiedzieć. - Ale odchodzisz, tak po prostu? Bez żadnego "Przepraszam"?
 - Przepraszam?! - Zawołałem, naprawdę zaskoczony. Wszystkiego się spodziewałem, ale nie tego. Nie miałem pojęcia, czemu miałbym ją przepraszać. W sumie to ja powinienem oczekiwać skruchy z jej strony. - Ale za co?
 - Za wszystko! - Odparła. Hm, nie ma to jak uściślenie sprawy. - Za to, że ciągle muszę cię za sobą ciągnąć... Powinieneś dążyć do zgody skoro jesteś Bóstwem Pokoju.
 - Cały czas to robię, jakbyś nie zauważyła... Ej, jak to ty mnie musisz ciągnąć? - Prychnąłem pogardliwie. - No sorry, ale ja ci nie kazałem mnie "ratować" przed Crystalveursem. Sama się wtrąciłaś.
 - Ja... ja się wtrąciłam! No jasne! - Jej oczy zapłonęły złowrogo. Pewnie miała ochotę znowu przygwoździć mnie do ściany, albo walnąć w żebra, ale nie zrobiła tego - szczerze mówiąc sam sobie mogłem podziękować, bo na czas zacząłem uspokajać ją swoją mocą. - Przyznaj się, że mnie nienawidzisz, tak jak wszyscy!
 - Co? Nie, nic do ciebie nie mam - znowu ta sama gadka. A'la rozpieszczone dziecko z bogatej rodziny, które płacze, gdy mamusia nie kupi mu zabawki. "Nikt mnie nie kocha, ojojoj, zaraz się potnę".
 - Nieprawda! - W jej oczach pojawiły się łzy wściekłości. Widać, że nie lubiła, gdy ktoś jej się sprzeciwiał. No cóż, nikt nie jest idealny... Ale w sumie ona ma jakiekolwiek zalety? No dobra, jest opiekuńcza... - WSZYSCY nienawidzą Nocy!
 - Ja nie - odpowiedziałem. Naprawdę, przecież teoretycznie nie miałem nawet za co.. Zresztą... Ja na nikogo nie mogę się gniewać. Czasem żałowałem, że nie jest bóstwem czegoś innego. Mógłbym przynajmniej mieć swoje zdanie na różne tematy, a tak... Tylko pokój i pokój. - A zresztą myślisz, że Pokój wszyscy kochają?
 - Tak! - Stwierdziła i założyła ręce na piersi. Zaczął wiać lekki wiatr, który rozwiewał jej długie, jasne włosy. - Ty jesteś Bóstwem Pokoju, jesteś idealny, wszyscy cię uwielbiają.
 - A, tu cię boli? - Spojrzałem na nią już lekko znużony. Ta dyskusja do niczego nie prowadziła. Nigdy się z nią nie dogadam. Szczerze mówiąc mam ważniejsze sprawy na głowie niż uspokajanie Chihayi. - Dobra, brak mi już sił. Twierdzisz, że ludzie kpią sobie z nas - i co z tego? Nawet jeśli nikt w nas nie wierzy, my mamy swoją misję na tym świecie - i ja właśnie wyruszam nadal ją wypełniać, tak jak ty robiłaś to całą noc. Zresztą, zaprzeczasz sama sobie. Codziennie zmieniasz życie wielu osób, a mówisz, że nie możemy tego robić... Więc może róbmy to, co do nad należy, a nie marnujmy czasu na bezsensowne rozmowy. Muszę iść, cześć.
 - NIE! - Zawołała wściekła dziewczyna, gdy zobaczyła, że naprawdę mam zamiar ją zostawić. - Nigdzie nie pójdziesz!
 - Bo co? Będziesz tęsknić? - Spytałem, nawet nie zatrzymując się.

Chihaya? :p

Od Chihayi c.d. Charu

Zaśmiał się pod nosem bez humoru.
-Pytasz kim jestem?-zaśmiałam się nieco głośniej-Ja.. Jestem Nocą..-spojrzałam na niego, a moje oczy błysnęły niebezpiecznie.-Nie masz pojęcia co to znaczy.. Nie masz pojęcia co znaczy troszczyć się o kogoś.-Wstałam i stanęłam przed Charu spoglądając na niego z góry-Jesteś tylko bóstwem Pokoju. Ja mam pod opieką Dzieci Nocy. Dzieci, które zostały bez rodziny, bez domów.. Nie wiesz co znaczy codziennie słyszeć prośby dzieci o przeżycie kolejnej nocy. O opiekę nad nimi, by nic im się nie stało. O to samo proszą mnie ich rodzice. By dzieciaki mogły przeżyć i dożyć dnia, w którym zaczną normalne życie-warknęłam mrużąc oczy-Nie masz pojęcia jak się czuje kiedy nie uda mi się dotrzymać słowa danego tym ludziom. Nie wiesz ile razy mi się to nie udało. Nie wiesz ile moich łez spadło już na ulicę. Ile dni wyblakło przez nie dotrzymanie słowa. Ten chłopiec był jednym w tych dzieci. Jednym z tych, którymi opiekowałam się nadzwyczaj często, ponieważ los nie był mu miły. Doświadczył go bardziej niż nie jednego dorosłego człowieka. Ale dla ciebie to nadal będzie tylko jeden dzieciak z wielu-syknęłam. Chciałam dodać coś jeszcze, lecz nocną ciszę przerwał radosny okrzyk.
-Iaaaaa!-odwróciłam się i zobaczyłam jak mała dziewczynka o niebieskich włosach związanych w kucyki biegnie z otwartymi ramionami. Dopiero po chwili ją poznałam.
-Isana!-zawołałam z uśmiechem i kucnęłam. Dziewczynka skoczyła na mnie z rozpędu. Nie zdołałam się utrzymać, więc poleciałyśmy na plecy. Isana wtuliła się we mnie mocno z wielkim uśmiechem, a po chwili zaczęła płakać. Pogłaskałam ją po głowie.
-Co się stało?-spytałam łagodnie.
-Boje się-jęknęła. Po chwili z oddali usłyszeliśmy krzyk.
-Kurrrrrwa..! Gdzie ten brchror!-po głosie poznałam pijanego ojca Isany. Musiał się nieźle spić skoro aż tak plątał mu się język. Po kilku sekundach naszym oczom ukazała się sylwetka dorosłego mężczyzny, który, delikatnie mówiąc, zataczał się z boku na bok i mamrotał coś pod nosem. Raz na jakich czas z jego gardła wyrywało się głośne przekleństwo. Wstałam, a dziewczyna schowała się za mną. Wyprostowałam się i uniosłam lekko głowę w górę. Charu także się podniósł. Dziwiło mnie, że jeszcze się nie odezwał.
-Wisieliście te chopczycke?-spytał zbliżając się do nas. Skrzywiłam się. Alkohol było czuć na kilometr, wcale nie musiał się zbliżać. Nagle Isana wychyliła się zza moich pleców by zobaczyć co się dzieje. Ojciec od razu ją zauważył.
-Szafaj mi jo!-zawołał i wyciągnął rękę w naszą stronę. Odsunęłam sie o krok i kucnęłam.
-Wskakuj-szepnęłam do Isany. Dziewczynka szybko wskoczyła mi na plecy i mocno złapała za szyje. Trochę mnie przyduszała, jednak wstałam i spojrzałam zła na mężczyznę, który cały czas się do nas zbliżał. Złapałam mocniej Isanę, warknęłam w stronę mężczyzny i zerwałam się do biegu wybijając mocno z jednej nogi. Ojciec dziewczynki zastąpił mi drogę, więc skoczyłam w powietrze i kopnęłam go prosto w splot słoneczny. Wylądowałam obok zwijającego się z bólu faceta i nie zwracając na niego uwagi pobiegłam dalej. Isana trochę sobie ważyła, ale nie spowolniało mnie to za bardzo, bo i tak biegłam kilka kroków przed Charu. Mijaliśmy różne domy, zakręty, uliczki, skrzyżowania. Czułam za szyi, że niebiesko włosa płacze. Nie dziwiłam się jej, ten mężczyzna, którego nazywała ojcem, wcale nim nie był. Odkąd pamiętam chlał ile tylko się dało. W końcu zatrzymaliśmy się przed wysoką pomarańczową kamienicą, w bogatszej dzielnicy. Spojrzałam w górę i na jednym z balkonów zobaczyłam dorosłą kobietę patrzącą w niebo.
-Inasa, to twoja ciocia, prawda?-spytałam cicho. Dziewczynka oderwała się od mojej szyi i spojrzała na balkony. Po chwili ciszy zakrzyknęła radośnie.
-Ciociu!
Kobieta z balkonu spojrzała w dół i na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, a w oczach łzy. Puściłam dziewczynę, która natychmiast pobiegła do klatki. Odwróciłam się stronę chłopaka, który nadal bez słowa mi się przyglądał.
-Nie rozumiem cie..-mruknął po długiej chwili milczenia. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę rynku głównego, gdzie znajdowała się moja ulubiona fontanna.
-Nikt nie rozumie. Twierdzisz, że włóczę się po nieciekawych okolicach.. Robię to ponieważ tak są najbardziej potrzebujący mojej pomocy. Widziałeś kiedyś bezdomnego w bogatej dzielnicy? Nie. Bo bogaci mają wszystko-warknęłam zaciskając dłonie w pięści. Zerknęłam na Charu i szybkim ruchem przygwoździłam go do najbliższej ściany-Świat od zawsze był niesprawiedliwy. I taki pozostanie, bo żadne bóstwo nie ma na to wpływu. I nie mądrz się, że możemy zmieniać świat. Nie możemy. Ponieważ my nawet nie istniejemy. My nie mamy prawa istnieć! Trzy czwarte ludzi na świecie kpi sobie z nas! Wszyscy nienawidzą Nocy..-przyglądnęłam mu się uważniej. Po chwili odsunęłam się, puszczając go i ruszyłam dalej spokojnym krokiem.


Charu? XD

Od Feitana

Szczerząc się do kolejnego klienta, czekałem na to, aż będę mógł sobie stąd iść. W całym zakładzie czuć było, iż każdy jest zmęczony. W końcu było już dawno po północy, a ludziów było jak mrówków. Powinienem zmienić pracę, mam dość obsługiwania maniaków samochodów. Rozumiem, autko musi być, bez niego ani rusz... Ale bez przesady, przyjemniej jest sobie zrobić spacerek. Spojrzałem na zewnątrz przez okno. Na dodatek jeszcze pada. Westchnąłem głęboko i ruszyłem po swoje rzeczy. Wyszedł ostatni klient, który tutaj przebywał. Uśmiechnięty założyłem swój płaszczyk i niebawem wyszedłem z salonu samochodowego. Od dzisiaj wolne, miło, tydzień wylegiwania się na drzewie. Kiedy upewniłem się, że nikt mnie nie widzi. W końcu to dziwne, kiedy ktoś kto stoi przed tobą nagle znika... Upuszczając swój parasol, rozejrzałem się raz jeszcze. Którędy iść by dostać się w wybrane miejsce? Wyprostowałem ręce podnosząc je do góry, a następnie podrapałem się po głowie. Powolnym krokiem ruszyłem wzdłuż uliczki, która prowadziła na przedmieścia. Nie widzę powodu by zostawać w mieście dłużej niż potrzeba. W końcu moi mali przyjaciele mogli się stęsknić za mną. Nie mogę pozwolić na to by dalej cierpiały w samotności, pewnie mnie potrzebują! Nie zawiodę i ruszę pędem do lasu, tylko by im pomóc. Rozpacz, smutek i tęsknota - jeszcze to ich wykończy! Nieco przyspieszyłem kroku, nieco bardzo. Niestety, ale zimny chodnik niezbyt mi się podobał. Gdybym jeszcze był pod postacią człowieka, jakiś zbir by na mnie napadł i byłby problem. Wielki problem, w końcu zawsze chcą pieniędzy, których za bardzo nie mam. Odżywianie się kosztuje, co prawda mieszkam w lesie, ale... Nie mogę zabierać jedzenia innym. To by było naprawdę chamskie! Rozmyślając cały czas nad tym co robię i dlaczego, co mogę zrobić i czego nie, po prostu zapomniałem o swoich zwierzątkach czekających na mnie w lesie. Poczułem ulgę, kiedy zobaczyłem swój utęskniony las. Cały przemoknięty ruszyłem w jego głąb, tam na mnie czekały dwie wiewiórki. Wyglądały naprawdę uroczo, właśnie zbierały swoje zapasy. Wiedziałem, że ktoś tu mnie potrzebuje. Dzięki temu będę mógł sobie przenocować u nich na drzewie, mam nadzieję, że nie przywieje tutaj żadnej burzy czy coś. Niezbyt podoba mi się wizja spania na mokrej ziemi. Kończąc swoje zadanie, wspiąłem się czym prędzej na wyższą oraz mocniejszą gałąź. Przydałby się jakiś ręcznik czy coś. Nie żeby mi to przeszkadzało czy coś, ale jeśli tak dalej pójdzie, jeszcze się przeziębię. Wygodnie się ułożyłem i miałem powoli zasypiać, ale usłyszałem śmiechy i głosy innych. Jeszcze się nie przyzwyczaiłem, że niedaleko znajduje się jakieś boisko. Co prawda młodszych dzieci tam nie ma, ale nie brakuje tam uczniów szkół średnich. Szczególnie nocą i w weekendach. Często sam tą organizowane imprezy, ale ja nigdy nie dostałem zaproszenia. To nie fair, przecież jestem taki lubiany wśród innych. Może to dlatego, że nie mam z kim przyjść? Nie mam za wielu znajomych, kumple z pracy mają inne plany, a reszta idzie z kimś innym. Jakby zaszkodziło om wziąć mnie ze sobą. O nie! Za te wszystkie lata zapłacą te małolaty. Nieco podenerwowany zeskoczyłem z drzewa i pospiesznym krokiem ruszyłem w stronę boiska. Zaraz... Przecież pada deszcz, co oni tam robią? Teraz to mam poważny powód! Wyszedłem zza drzew i zauważyłem grupę, mokrych nastolatków. Siedzieli pod jedynym daszkiem, który znajdował się w pobliżu. Czekali, aż przestanie padać? Nie, może raczej nie mieli gdzie iść. Nie czekając ani chwili dłużej podszedłem do nich. Zapomniałem, nie widzą mnie. Smutne. Zrezygnowany odszedłem, mam nadzieję, że się nie pochorują. Chociaż byłoby fajnie. Nie musieli by nigdzie wychodzić, siedzieli by w domach, a lasy byłyby czystsze. Nie da się ukryć, że to właśnie większość młodzieży bezcześci moje królestwo, mój domek. Z tych wszystkich nerwów zrobiłem się głodny, tylko gdzie ja zostawiłem swoje pieniądze? Ciekawi mnie ile będę szukać miejsca, gdzie zjem coś taniego. Będąc już na przedmieściach, postanowiłem się rozejrzeć. Powoli deszcz wydawał się ustąpić, w końcu mogłem wycisnąć wodę ze swoich ubrań. Kiedy zamierzałem już "stać się widoczny", zauważyłem kogoś. Przystanął na chwilę, wyglądało na to by się mi przyglądał. Czyli mam przyjemność spotkać bóstwo? Ciekawe kogo nosi o tej porze? Z resztą nie było tematu. Czując się nieco bezpieczniej, zmieniłem postać i podszedłem do osóbki. Chwila moment wystarczyło bym mógł poznać kogo spotkałem. Pan Promyczek, bóstwo dnia! Jak miło.
- Doberek, chodź bardziej by pasowało powiedzieć dobry wieczór. Co pana nosi w nocy na dworze? Wypadałoby spać, chyba, że cierpisz na bezsenność. Jak mi przykro, może przejdziemy się razem coś zjeść. Wiesz trochę jestem głodny.

Shane? Wybacz, że tak bez sensu.

sobota, 29 sierpnia 2015

Od Charu c.d. Chihayi

Patrzyłem na dziewczynę ze współczuciem. Powinienem się był na nią wściekać, ale nie potrafiłem - w końcu jestem Bóstwem Pokoju. Nie potrafię się denerwować, chociażbym bardzo chciał. Nie znałem nawet takiego uczucia jak złość.
 - Po tym jak połamałaś mi żebra nie mam zamiaru - odparłem, łapiąc się za bok. No cóż, jakoś to przeżyję. Już nie raz byłem przecież poturbowany - najczęściej przez moją ukochaną siostrę bliźniaczkę. Zawsze nie omieszkała mi przyłożyć, gdy się spotykaliśmy. - Nie powinnaś się tak zachowywać.
 - Bo co? - Warknęła Chihaya, patrząc na mnie morderczym wzrokiem. Gdyby można było zabijać samym spojrzeniem, pewnie bym już nie żył. Nie była jednak pierwszą osobą, która mnie nienawidziła. Przyzwyczaiłem się do tego - niemało jest przecież ludzi na świecie, którzy adorują wojnę i nie znoszą pokoju.
 - Samą walką do niczego nie dojdziesz - usiadłem obok niej na ziemi i podciągnąłem kolana pod brodę. Nie uśmiechało mi się nadal tkwienie w tej strasznej miejscowości, ale nie miałem zamiaru zostawiać dziewczyny samej - nie żebym się martwił o nią, a raczej o tych, których jeszcze mogła pobić. W ataku furii gotowa rzucić się przecież na każdego, a ja jako Bóstwo Pokoju musiałem przypilnować by tego nie robiła. - To bezcelowe.
 - Przestań się wymądrzać, bo zarobisz w szczękę! - Zawołała z pasją, a ja nie miałem zamiaru jej uspokajać. Gdyby skoczyła nagle na mnie, wystarczyła jedna moja myśl, by odeszła jej ochota do walki. Czasem cieszyłem się z tego daru. Dzięki niemu wiele razy uniknąłem śmierci, albo trwałego kalectwa. - Mam cię dosyć.
 - Co ty w ogóle taka cięta jesteś na mnie, co? - Spytałem, marszcząc czoło. Nie wiedziałem o co jej chodzi, przecież w gruncie rzeczy nic złego jej nie zrobiłem. Znaliśmy się zaledwie kilka godzin - może nawet mniej. Szczerze mówiąc nie miałem pojęcia ile minęło od czasu walki z kryształowym potworem. - Co masz do mnie?
 - Nienawidzę cię - mruknęła, wpatrując się w podłoże. Księżyc oświetlał jej twarz, dlatego mogłem dojrzeć iż targają nią złe uczucia. Nadal nie uspokoiła się po śmierci tego chłopca... W sumie nie dziwiłem się jej. Mną również to wstrząsnęło, ale starałem się to ukrywać - musiałem panować nad emocjami, w końcu codziennie spotykałem się z okrucieństwem.
 - Okay, to już słyszałem - prychnąłem pogardliwie. Mnie również było żal malca, ale nie mogliśmy już mu pomóc. I tak Chiyaya dała nauczkę tym trzem bandytom, chociaż zasługiwali na coś o wiele gorszego. Chętnie nasłałbym na nich Clarissę by zrobiła z nimi porządek, gdyby nie to, że muszę szerzyć pokój.  - Pytam cię dlaczego? Wiem, czemu moja siostra mnie nie znosi - ona kocha wojnę, a ja wszystkie kończę. Ale że ty? Nie rozumiem cię... Powiedz mi - kim ty sama jesteś? Bijesz się jak Bóstwo Wojny, kłócisz się ciągle ze mną, czepiasz się o wszystko, włóczysz się po jakiś nieciekawych okolicach... O co tobie w ogóle chodzi?

Chihaya? :p

Od Chihayi c.d. Charu

-Nie chcę..-powiedziałam cicho. Starałam się zapanować jakoś nad głosem, ale chyba nie do końca mi to wychodziło. Cały czas przed oczami miałam swoje zakrwawione ręce. Znowu zaczęłam się trząść.
-Nie marudź-powiedział i spojrzał na mnie-Nie możesz tak tu siedzieć w nieskończoność zamartwiając się śmiercią jakiegoś dzieciaka..-urwał nagle, gdy gwałtownie mu się wyrwałam. Wstałam i spojrzałam na niego zła z góry.
-Jakiegoś dzieciaka..?-powtórzyłam drżącym głosem. Nadal się telepałam, nie wiem czy ze złości czy w dalszym ciągu z płaczu.-Nie masz bladego pojęcia kim on jest.. Co przeżył..-cedziłam przez zęby każde słowo z osobna-Nie masz pojęcia kim jest dla mnie! Wojna wcale nie jest najgorszą rzeczą na świecie-warknęłam przypominając sobie to co chłopak powiedział jeszcze w pociągu. Nagle usłyszeliśmy jakieś głosy. Oboje jak na zawołanie zamilkliśmy i wysłuchiwaliśmy głosów.
-Gdzie ten bachor? Chce go wykończyć-zachrypiał jakiś chłopak. Wielkimi oczyma spojrzałam na chłopca, a następnie na Charu. Kiedy moje spojrzenie stało się mordercze, bóstwo Pokoju pokręciło gwałtownie głową. Przybrałam ludzką postać i wyszłam z cienia. Trójka dryblasów w jakichś łachach zatrzymała sie gwałtownie. Cóż, jako mała blondynka w rockowych ciuchach zdecydowanie nie pasowałam do tego otoczenia. Jeden z nich, najwyraźniej ten, który wypowiadał słowa, które słyszeliśmy, wystąpił na przód i zapytał.
-Czego tu szukasz, piękna?-krzywe zęby błysnęły mu w odpychającym uśmiechu.
-Nie tkniesz go nawet-syknęłam zaciskając dłonie w pięści. Zmrużonymi oczami obserwowałam uważnie każdy, nawet najmniejszy jego ruch.
-O czym ty mówisz, suko?-zapytał, a jego usta się wykrzywiły.
-Nie pozwolę ci się do niego zbliżyć-warknęłam. Chciałam na niego skoczyć, jednak w ostatniej chwili Charu złapał mnie w pasie i pociągnął w tył.
-Wybaczcie za nią. Nie jest w najlepszym humorze-powiedział Charu trzymając mnie mocno w pasie. Trójka chłopaków popatrzyła po sobie.
-Lepiej ją stąd zabierz-powiedział łysy.
-Mamy tu coś do zrobienia-odezwał się trzeci.
-Tsaa.. Nie chcemy, by jej oczka zobaczyły za dużo, prawda?-zakapturzony powiedział z naciskiem ostatnie słowo.
-Tak, tak oczywiście-odparł Charu. Warknęłam pod nosem i z całej siły uderzyłam go łokciem pod żebra. Chłopak natychmiast mnie puścił i z jękiem zgiął się w pół. Wyprostowałam się i spojrzałam morderczo na chłopaka w kapturze, który stał już nad małym chłopcem.
-Chyba mówiłam ci, że masz się do niego nie zbliżać-syknęłam lodowato i skoczyłam w jego stronę. Wylądowałam tuż przed nim na rękach i kopnęłam go nogami w twarz. Chłopak poleciał w tył i uderzył głową w kant ściany, na której pojawiły się krople krwi. Stanęłam z powrotem na nogach i spojrzałam na pozostałą dwójkę. Łysy posłał mi tylko spłoszone spojrzenie i wziął nogi za pas. Trzeci natomiast, ten nieco grubszy, spojrzał na mnie wściekle i skoczył na mnie unosząc dłonie w górę. Nie musiałam się nawet schylać. Wymierzyłam mu prawego sierpowego w szczękę, a następnie wbiłam mu kolano w brzuch. Nawet nie wydał z siebie jęku. Spojrzał na mnie wściekle i kopnął z pół obrotu. Poleciałam w tył dobre kilka metrów lądując na plecach. Warknęłam pod nosem i odbiłam się mocno nogami od podłoża. Wstałam robią przewrót w tył. Kiedy spojrzałam za nim odbiegał ze swoim kolegą w połowie ciągnąc go za sobą.
-Nie musiałaś tego robić-jęknął Charu. Zerknęłam na niego. Nadal byłam zła za to co powiedział, jednak nie mogłam dłużej wytrzymać. Upadłam na kolana i spuściłam głowę chowając twarz. Nie musiałam nawet podchodzić do chłopca by wiedzieć, że ma w brzuch wbity nóż. Wiedziałam to i bez tego. Po prostu to wiedziałam..
-Nie dotykaj mnie więcej-powiedziałam głosem pozbawionym jakichkolwiek uczuć.

Charu? xd

Od Charu c.d. Chihayi

Rozglądałem się dookoła, podczas gdy Chihaya tuliła pięcioletniego chłopca. W końcu podniosła się. Spojrzałem na nią i ze zdziwieniem ujrzałem, że płacze. Zerknąłem na jej dłonie, ubrudzone krwią.
 - Chodźmy stąd - powiedziałem łapiąc ją za ramię. Pociągnąłem ją w swoją stronę, ale dziewczyna nadal stała, jakby wmurowana w podłoże. Patrzyła smutnymi oczami na dziecko, które leżało na gołej ziemi. - Chodź, już mu nie pomożesz.
 - Nieprawda! Możemy coś zrobić... - załkała Chihaya, na powrót kucając przy chłopcu. Wiedziałem, że teraz będzie trudno ją od niego odciągnąć, a szczerze mówiąc nie podobała mi się ta okolica. Wystarczyła tu chwila nieuwagi, by zdarzyło się nieszczęście. - Musimy!
 - Nie! Nic nie możemy zrobić! - Zawołałem, nadal szarpiąc ją za rękę. W końcu wstała, jednak z pewnym ociąganiem. Też bym pewnie chciał tu zostać, gdyby nie ta nieprzenikliwa ciemność wokół i cisza. - Nie jesteśmy bóstwami życia i śmierci.
 - A ty? Przecież jesteś Bóstwem Pokoju - dziewczyna spojrzała na mnie oskarżająco i wiedziałem, że w tej chwili ma rację. Ale nie mogłem być przecież wszędzie na raz, ani sprzeciwiać się wyrokom losu... - Dlaczego więc pozwalasz na takie rzeczy? Gdyby wszędzie panował pokój, takie rzeczy by się nie zdarzały!
 - Wiem - odparłem. Nie miałem już sił się z nią kłócić. Zbijała każdy mój argument, a co gorsza, mówiła prawdę. Może gdybym się nie "bawił" z Crystalveursem, a potem nie jechał tym pociągiem, mógłbym coś zaradzić... - Jeśli byłbym tutaj wcześniej... może... może zrobiłbym coś, ale jest już za późno.
 - Och, to takie niesprawiedliwe! - Westchnęła Chihaya, a następnie rozpłakała się na dobre. Osunęła się na ziemię i ukrywając twarz w dłoniach łkała, a łzy spływały jej po policzkach. Kucnąłem obok niej, chciałem ja jakoś pocieszyć.
 - Wiele rzeczy na tym świecie nie jest sprawiedliwych - powiedziałem smutnym głosem, kładąc jej dłoń na ramieniu. Natychmiast ją zrzuciła - wiedziałem, że to zrobi, ja jednak nie miałem zamiaru dawać za wygraną. - Ale przecież my jesteśmy po to, by pomagać ludziom, prawda? Czasem nam to się nie uda, ale mimo wszystko musimy nadal walczyć o lepszy świat. To jest nasze zadanie, dlatego przestań się mazać i chodźmy - być może ktoś teraz nas potrzebuje.
  - Ale to jest trudne - mruknęła dziewczyna, pociągając nosem, dlatego objąłem ją i przyciągnąłem do siebie z nadzieją, że być może szybciej się uspokoi - a przynajmniej może zacznie się na mnie wydzierać, a przestanie płakać.
 - Wiem, że trudne - odpowiedziałem. - Ale musimy spróbować, no nie?

Chihaya?

piątek, 28 sierpnia 2015

Od Chihayi c.d. Charu

Przewróciłam oczami. Im dłużej z nim rozmawiałam tym bardziej mnie denerwował. Z każdą chwilą dziwiłam się Clarissie coraz mniej, że go nienawidziła. Spojrzałam za okno. Pociąg zwalniał. Tylko dlaczego? Przecież on nigdy się nie zatrzymywał. Weszłam na stół, otworzyłam okno i wyjrzałam na zewnątrz. Żadnych stworów, strażniczek czy czegokolwiek co spowodowałoby zatrzymanie pociągu. Zmrużyłam oczy i zeskoczyłam ze stołu. W pociągu byliśmy tylko my, jednak nie było to dziwne czy zaskakujące. Przeważnie było tu pusto. Skierowałam się w stronę tylnego wejścia.
-A ty dokąd?-spytał Charu. Nawet się nie zatrzymałam.
-Załatwić swoje sprawy. Nie tylko ty masz obowiązki-rzuciłam sucho zerkając na niego kątem oka. Wyskoczyłam z pociągu, który w tej samej chwili ruszył. Słyszałam jak bóstwo Pokoju wychodzi z ekspresu. W połowie kroku przybrałam postać ze skrzydłami.
-W końcu normalnie wyglądasz-zawołał. Odwróciłam się do niego przodem.
-Nie potrzebuje twoich komentarzy, naprawdę-syknęłam-Nie znasz nocy. Nie znasz mnie, więc się nie udzielaj.
Odwróciłam się zamaszyście. Chyba trochę za bardzo, bo przywaliłam chłopakowi skrzydłami. Usłyszałam jak z ciężkim westchnięciem wylądował na ziemi. Szybko się do niego odwróciłam i już chciałam kucnąć i spytać czy nic mu nie jest, lecz w ostatniej chwili się powstrzymałam. Patrzyłam na niego ukrywając przejęcie. Nie łatwo było ukryć moją opiekuńczą część. "Matczyną" jak ją nazywał Shane. Uśmiechnęłam się pod nosem. Delikatnie, prawie niewidocznie. Kiedy Charu na mnie spojrzał uśmiech natychmiast zniknął.
-Sorka-rzuciłam i odwróciłam się-W ramach przeprosin mogę zabrać cie ze sobą-mruknęłam patrząc przed siebie w bliżej nieokreślony punkt.
-Nie wiem czy chce-odparł chłopak podnosząc się z ziemi. Zacisnęłam dłonie w pięści.
-To nie była propozycja-mruknęłam i skierowałam się w stronę portalu ukrytego między krzyżami. Jeśli nie wiedziało się o jego istnieniu nie było sposobu by do niego trafić. Zresztą tak samo było z pozostałymi portalami. Były za dobrze ukryte. Specjalnie. Strażniczki nie mogły opuszczać naszego świata i nie wiedziały o portalach. Wiedzą o nich tylko bóstwa. Nie czekając na Charu przekroczyłam portal i znalazłam się w lesie przed wielkim drzewem. Po chwili chłopak pojawił się koło mnie.
-To już noc?-spytał patrząc w niebo. Nie byłam pewna czy patrzy w niebo czy może jednak w korony drzew. Było za ciemno by to stwierdzić.
-Nie, dzień, tylko światło wyłączyli-mruknęłam. Tym razem jednak mój głos był dużo spokojniejszy. Spojrzenie i ruchy tak samo. Rozłożyłam swoje wielkie czarne skrzydła. Wyciągnęłam w stronę chłopaka otwartą dłoń. Spojrzał najpierw na nią, a następnie na mnie.
-Wolisz iść na piechotę?
Bez słowa podał mi rękę. Machnęłam skrzydłami wzbijając się w powietrze i ciągnąc ze sobą Charu. W milczeniu lecieliśmy ponad lasem. Wiedziałam, że chłopak jest pod wrażeniem takiego widoku. Ciemny las oświetlony tylko srebrzystym światłem księżyca, który wspinał się mozolnie na granatowym niebie obsypanym migającymi gwiazdami. To robiło wrażenie. Za każdym razem. Jednak nie chodzi tylko o piękno. Chodzi o atmosferę, o spokój, o tą ciszę, której nie da się usłyszeć w żadnym momencie dnia. Nie rozumiał tego nikt kto nie rozumiał nocy. Westchnęłam cicho. Koniec końców wychodziło na to, że nie rozumiał tego nikt poza mną. I może kilkoma wyjątkami, które policzyć można na palcach jednej ręki. Las pod nami się skończył, zastąpiły go pojedyncze domki, które z każdym kolejnym machnięciem skrzydeł stawały się większe i było ich coraz więcej. Lecieliśmy powoli, od czasu do czasu machałam skrzydłami. Przeważnie jednak szybowaliśmy na moich ogromnych skrzydłach. Wzbiłam się wyżej, ponad pojedyncze chmury zasłaniające niebo. Blask księżyca oblał nas całych. W tym świetle oboje wydawaliśmy się jakby posypani srebrem. W końcu wsie pod nami zmieniły się w miasto. Zniżyłam lot, tak by lecieć tuż nad dachami bloków. Kiedy w końcu minęliśmy te bogatsze dzielnice zniżyłam lot jeszcze bardziej stawiając Charu na ulicy. Sama wylądowałam kilka kroków przed nim. Nie składając skrzydeł powolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Po chwili zaczęłam nucić, a następnie śpiewać półgłosem. Melodia zdawała wypływać znikąd.

Zatrzymałam się przy jednej z bocznych uliczek nadal śpiewając. Światło księżyca padło prosto na małą brudną twarzyczkę, może jedenastoletniego, chłopczyka, który spał przykryty jakimiś podartymi ubraniami. Zamruczał coś pod nosem, a z jego oczu popłynęły łzy. Cały zaczął się trząść. Moje oczy rozbłysły. Nad dzieckiem utworzyła się okrągła chmura, w której po dłuższej chwili zobaczyliśmy przerażającego potwora bez ust i oczu. Machnęłam ręką na chmurę odganiając od dziecka koszmar. W tym samym momencie zamiast potwora ukazało się jedno ze wspomnień chłopca. Dotyczące jego rodziców i wspólnego wypadu do cyrku. Szybko przemieniłam wspomnienie w sen i pogłaskałam chłopczyka po szarej czuprynie. Śpiewając swoją piosenkę od początku ruszyłam dalej. Kiedy dotarliśmy do najbardziej zapuszczonej dzielnicy miasta zwolniłam jeszcze bardziej i zniżyłam głos. Rozglądałam się w poszukiwaniu konkretnej osoby. Każdy zakamarek, w który patrzyłam księżyc oświetlał swym blaskiem. Jednak każdy z tych ciemnych zakamarków był pusty. Zamilkłam i westchnęłam smutno. W tej chwili usłyszałam ciche łkanie. Odwróciłam się w stronę, z której pochodził dźwięk i zobaczyłam skuloną osóbkę co jakiś czas wstrząsaną silnym skurczem mięśni. Powoli zbliżyłam się do tej osoby i, kiedy upewniłam się, że śpi przytuliłam się do pleców tego pięcioletniego dziecka. Otuliłam go skrzydłami i bardzo cicho zanuciłam swą pieśń. Po chwili chłopczyk się uspokoił. Odgoniłam od niego wszystkie złe sny, wspomnienia oraz myśli i zastąpiłam je czymś przyjemniejszym. Kiedy się podniosłam zobaczyłam, że na moich dłoniach jest krew. Spojrzałam najpierw na nie, a następnie na chłopca. Łza spłynęła mi po policzku i spadła na ziemię. Kiedy zetknęła się z wybrukowaną ulicą zabrzmiało to tak jakby malutki kawałek kryształu uderzył w szkło. Po chwili dołączyły do niej kolejne łzy.


Charu?

Od Charu c.d. Chihayi

Spoglądałem jeszcze przez chwilę na Chihayę, a następnie odwróciłem wzrok w stronę okna. Zobaczyłem, że dziewczyna ukradkiem zerka na mnie.
 - Nic - odpowiedziałem, wzruszając ramionami. Za oknem migały różne krajobrazy, większość z nich znałem - jako Bóstwo Pokoju, szczerze mówiąc, byłem wszędzie, gdyż na każdym skrawku Ziemi wybuchł kiedyś jakieś konflikt.
 - To czemu się na mnie tak patrzyłeś? - Zapytała, a ja znowu na nią spojrzałem. Dalej rozmasowywała obolałe ramię. Nie była tak silna jak Clarissa - dla niej wskoczenie do pociągu to byłaby pestka.
 - A do czego służą oczy? - Uśmiechnąłem się krzywo. Nie rozumiałem, dlaczego ona jest tak buntowniczo nastawiona do świata... Inaczej wyobrażałem sobie Bóstwo Nocy. Myślałem, że jest bardziej... spokojna. W końcu Noc to piękna pora dnia.
- Och, okropny jesteś - westchnęła dziewczyna. Przez chwilę jechaliśmy w milczeniu, słuchać było tylko tętent kół pociągu.  Pomyślałem, że teraz powinienem być gdzie indziej, gdzieś gdzie toczy się wojna, ale jakoś nie chciało mi się opuszczać mojej towarzyszki - w końcu dopiero co ją poznałem.
 - A ty ciągle musisz stawiać się w skrajnie niebezpiecznych sytuacjach? - Zwróciłem się do Chihayi. Nie odpowiadała przez chwilę, jechała nadal z wzrokiem wpatrzonym gdzieś w dal. Już myślałem, że mnie nie usłyszała.
 - To nie są niebezpieczne sytuacje - zmarszczyła czoło i w końcu spojrzała na mnie. Przybliżyła się do stolika, który nas dzielił, po czym oparła łokcie na stole i podparła dłońmi głowę. Wyglądała w tej chwili na bardzo zmęczoną. - Gdybyś przeżył to, co ja...
 - Uwierz mi, przeżyłem o wiele więcej - odparowałem, myśląc o tych wszystkich wojnach, o stosach trupów, które musiałem widzieć, o kulach i granatach świszczących mi nad głową... Tego nie da się opisać. - W końcu kto dłużej żyje na tym świecie, hę?
 - Oj tam - Chihaya machnęła ręką i uśmiechnęła się. Widać powrócił jej dobry humor... hm, jeśli kiedykolwiek go miała. Odkąd ją poznałem nie była zbytnio miła. Ale cóż, można się przyzwyczaić. Tak to już jest z dziewczynami. - Nie jesteś znowu o tyle starszy...
 - Tak, tylko około cztery tysiące lat - zaśmiałem się, a w tym momencie pociąg zaczął nagle zwalniać.

Chihaya? Pustka w głowie. Wybacz :(

Od Chihayi c.d. Charu

Patrzyłam na niego zaskoczona. Chyba po raz pierwszy słyszałam jego śmiech. Poza tym.. Tak nagle wybuchnął śmiechem. Zdezorientowało mnie to lekko. Po chwili jednak uśmiechnęłam się delikatnie. Jednak w jednej sekundzie uśmiech zamarł na moich ustach. Kiedy zorientowałam się w jakiej pozycji jesteśmy. Poczułam jak policzki robią mi się różowe. Odchrząknęłam i szybko się podniosłam nie odzywając się ani słowem. Rozejrzałam się dookoła. Panowała wręcz idealna cisza. Nie podobało mi się to. Cisza nie była czymś złym, jednak.. W tej strefie należało obawiać się ciszy. Zwłaszcza takiej ciszy. 
-Lepiej się stąd zbierajmy-powiedziałam. Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdałam sobie sprawę, że mój głos zabrzmiał szorstko. W oddali usłyszeliśmy gwizd ekspresu. Stanęłam przodem w stronę, z której pochodził dźwięk. Po niedługiej chwili, w której Charu zdążył się podnieść, ze świstem minęła mnie pędząca metalowa maszyna. Silny podmuch wiatru ściągnął mi z głowy kaptur. Wystawiłam rękę w bok by złapać się barierki ostatniego wagonu. W chwili gdy chwyciłam metalową rurkę, złapałam również bóstwo Pokoju za rękaw wciągając go na wagon. Nogą otworzyłam drzwi do środka wagonu i wrzuciłam tam chłopaka. Następnie sama tam wskoczyłam zamykając za sobą drzwi. Wstałam i złapałam się za prawe ramię. "Kiedyś wyrwę sobie w ten sposób rękę" pomyślałam ponuro i usiadłam na najbliższym siedzeniu masując ramię. Widziałam jak Charu siada na przeciwko mnie. Dzielił nas niewielki stół, jednak po wcześniejszym zbliżeniu miałam wrażenie, że to i tak za blisko. Grzywka całkowicie zasłoniła mi oczy.
-Nic ci nie jest?-spytał. Odwróciłam wzrok w stronę okna. Pokręciłam lekko głową. Nie miałam za bardzo ochoty się odzywać. W milczeniu obserwowałam szybko migające obrazy za oknem. Powoli róż ciemniał. Otoczenie zmieniało się w ciemne tereny powojenne. Nie chciałam wysiadać. Postanowiłam zrobić rundkę w okuł wszystkich stref. Zerknęłam na Charu. Zobaczyłam, że dziwnie mi się przygląda. 
-Co?-spytałam tylko i oparłam się o wygodne siedzenie. Rzadko przebywałam wewnątrz pociągu. Zawsze jakoś mnie to.. Odstraszało. Wolałam czuć podmuch powietrza na skórze niż miękkie siedzenie pod tyłkiem. 

Charu? Jak widać.. Nie było pomysłu ;-;

Od Charu c.d. Chihayi

 Pomyślałem, że pytanie Chihayi jest bez sensu, bo przecież czym byłby pokój bez konfliktów? W ogóle by nie istniał.
 - No.. właśnie po to - odparłem wzruszając ramionami. Gdybym nie wplątywał się we wszystkie spory, jakim prawem w ogóle zwałbym się Bóstwem Pokoju? Spojrzałem na dziewczynę sceptycznie. - Żeby zapobiegać walce, kończyć konflikty... Po to, żeby szerzyć pokój, właśnie w strefach najbardziej zagrożonych... A w ogóle złaź na ziemię... Irytuje mnie to, że jesteś tak wysoko.
 - Czujesz się poniżony? - Spytała słodkim głosem Chihaya, pochylając się jeszcze bardziej w moją stronę. Usłyszałem charakterystyczny zgrzyt, który oznajmiał, że deska na której stoi przesunęła się lekko, ale zignorowałem to.
 - Nie! Ale wyglądasz jak taka... - zacząłem zastanawiać się nad właściwym słowem. Nagle przypomniały mi się słowa jakiejś pieśni, którą często śpiewali uczniowie szkoły katolickiej, która znajdowała się obok mojej. - Chwała na wysokości!
 - A Pokój na ziemi - roześmiała się Chihaya. No jasne. Mogłem sobie dośpiewać dalszy ciąg, zanim jej to zanuciłem. Ale cóż. Co się stało, to się nie odstanie, a nawet, szczerze mówiąc, śmieszyła mnie ta rozmowa.
 - Ale zabawne - mruknąłem, wymyślając jakąś ciętą ripostę. Zauważyłem, że deska dziewczyny już znacząco się przechyliła, miałem jednak nadzieję, że ta w odpowiednim momencie to zauważy. Najwyżej jej powiem... zaraz. - Żebym ci "Cicha noc" nie zaśpiewał!
 - Pokój niesie ludziom wszeeeeee - nie dokończyła, gdyż w tej chwili deska usunęła jej się spod nóg i Chihaya runęła prosto na mnie. W sumie dla niej dobrze, gdyż zamortyzowałem jej upadek, ale sam nie czułem się komfortowo.
 - Już nie jesteś na wysokości - skomentowałem, gdyż nic innego nie przyszło mi do głowy. Spojrzałem na dziewczynę i widząc jej zaskoczoną minę nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem. - Trzeba było się mnie słuchać i schodzić na dół, kiedy mówiłem!

Chihaya? :p

Od Chihayi c.d. Charu

W ostatniej chwili skoczyłam na chłopaka. Oboje wylądowaliśmy na ziemi. Z cichym warknięciem spojrzałam na bóstwo Pokoju.
-Najwyraźniej twoje moce na niego nie działają-syknęłam i podniosłam się szybko. Stwór ryknął w naszą stronę i zamachnął się wielką ręką. Przez ułamek sekundy zastanawiałam się czy walczyć, czy może jednak wybrać ucieczkę. Skoczyłam w górę i wylądowałam na łapie Crystalveursa. Wyciągnęłam z kieszeni czerwoną broń, która natychmiast przetransformowała się w kosę. Wbiłam jej ostrze w jego rękę i przecinając całą jego łapę pobiegłam po ramieniu w stronę głowy. Kiedy byłam już na ramieniu, ponownie skoczyłam w powietrze wyciągając kosę z ciała stwora. Zrobiłam obrót w powietrzu i wymierzyłam silny cios w szuje Crystalveursa. Łeb stwora najpierw zatrzymał się w bezruchu, a następnie ciężko opadł na ziemię. Po raz kolejny wybiłam się z ramienia stwora, tym razem jeszcze wyżej. Kosa przetransformowała się szybko w pistolet. Odbezpieczyłam broń i ostrzelałam ciało potwora z powietrza. Kryształ posypał się w małe kawałki, które rozsypały się na dość dużej powierzchni. Wylądowałam ciężko na łbie kryształowego stwora, która pod moim naciskiem pękła na kilkanaście części. Popatrzyłam na chłopaka mrużąc oczy.
-Gdybyś mi nie przeszkodziła to by zadziałały-odpowiedział na moje poprzednie słowa. Przewróciłam oczami.
-A potem wcale by nas nie ścigał-mruknęłam-Lepiej się zbierajmy. Nie bardzo wiem w jakim czasie się pozbiera.. I wole tego nie sprawdzać-posłałam Charli'emu znaczące spojrzenie. Schowałam broń i narzuciłam na głowę kaptur. Kiedy mijałam bóstwo Pokoju usłyszałam za sobą charakterystyczny szelest. Zerknęłam szybko w tył.
-Tak szybko..?-szepnęłam do siebie zaskoczona. Złapałam chłopaka za rękę i pociągnęłam przed siebie biegnąc najszybciej jak umiałam, z doczepionym "pakunkiem", oczywiście. Przebiegliśmy pod dwoma wielkimi wiszącymi dzwonami i gwałtownie skręciliśmy w prawo. W końcu puściłam kolegę mojego brata i wskoczyłam na jakąś deskę, która wystawała z kupy gratów nieco wyżej. Spojrzałam na niego z wysokości. Swoim wyglądem idealnie wpasowywał się w wizerunek bóstwa Pokoju. Taki nienaganny, idealny, czysty.. Skrzywiłam sie pod nosem. Nie to co noc. Noc zawsze była zła. Była brudna.. Zacisnęłam dłonie w pięści. "Chi, spokojnie. Ludzie są zbyt głupi by zrozumieć noc.. By zrozumieć Noc..".
-Dlaczego bóstwo Pokoju kręci się po strefie zagrożonej?  Czy to nie ironia losu, że ten, który żegna wszystkie spory pojawia się tam gdzie walka może najłatwiej go sięgnąć?-kucnęłam mrużąc oczy i pochyliłam się trochę bardziej w stronę Charu.

Charu? xd

Od Clarissy

 Siedziałam na brzegu Jeziora Crystalinne, przesuwając końcem mojego miecza po przejrzystej tafli wody. Wokół śpiewały ptaki, latały motyle... fatalna sceneria. Szczerze mówiąc wolałam pole bitwy, ale cóż - w tej chwili żadna wojna nie toczyła się, mój brat bliźniak postanowił wszystkie zakończyć. Dlatego ja uznałam, że wyemigruję ze świata bóstw i "poszukam guza" w ludzkim świecie. Ale tak naprawdę nie miałam pomysłu, gdzie mam iść ani co robić. Dlatego siedziałam właśnie w tym obrzydliwie pięknym miejscu, które działało na mnie - lekko mówiąc - irytująco. Drażniło mnie to. Zamiast zapachu kwiatów, wolałam czuć zapach dymu, zamiast śpiewu ptaków - szczęk zbroi. Taka się urodziłam - nie moja wina.
 W końcu wstałam i postanowiłam, że pójdę do domku nad brzegiem i spędzę tam noc - być może wtedy przyjdzie mi coś do głowy. Kopniakiem otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zapaliłam światło - aczkolwiek już nadchodził zmierzch. Myślałam, że zaparzę sobie kawy - mocnej, czarnej kawy, ale ktoś kto był tu uprzednio zapomniał uzupełnić zapasy. No cóż. Zadowolę się herbatą. Bez cukru oczywiście.
 Usiadłam w bujanym fotelu i huśtając się lekko, zaczęłam rozmyślać o swoich wrogach, których kiedyś będę musiała zabić.. Te marzenia były takie piękne!
 Puk puk puk.
 Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Poczułam, że gniew we mnie wzrasta. Jak ktoś śmie zakłócać mój spokój? Zdenerwowana do granic możliwości podeszłam do wejścia. Z impetem nacisnęłam klamkę i ujrzałam... Suzushikujo. No super. Nie ma to jak bóstwo chaosu i zniszczenia oraz wojny w jednym miejscu.

Suzushikujo? Nie mam pomysłu, wybacz :(

Od Charu c.d. Chihaya

  - Czyli, że ty...? Bóstwo Pokoju..? - Zapytała mnie stojąca przede mną dziewczyna, lekko jakby zmieszana. Starałem sobie przypomnieć kim ona jest, ale nie wiem dlaczego nie mogłem. Znałem przecież wszystkie bóstwa...
 - Tak - pokiwałem głowę i miałem ochotę wyciągnąć do niej rękę, żeby się przedstawić, ale uznałem, że w szczelinie jest zbyt mało miejsca na taki manewr. Postanowiłem po prostu podać swoje imię. - Jestem Charu, dla znajomy Charlie. A Ty?
 - Chihaya, Bóstwo Nocy - odparła, a ja dopiero wtedy ją sobie przypomniałem. No jasne! Jak mogłem jej nie poznać? No cóż... ten brak skrzydeł mnie zmylił. Jakoś zawsze widziałem ją z nimi, albo pod ludzką postacią.
 - O, jasne! Przyrodnia siostra Shane'a - mruknąłem po części do niej, a po części do siebie. Lepiej znałem jej brat, gdyż w sumie Pokój i Noc - trochę się to gryzło. Zresztą faceci zawsze mają wspólny temat...
 - Tak, a ty brat bliźniak Clarissy - warknęła, trochę chyba zdenerwowana. Zajrzałem jej przez ramię i ujrzałem, że Crystalveurs jest coraz bliżej naszej kryjówki. Jeśli Chihaya nadal będzie się zachowywać tak paranoicznie to zaraz zginiemy. - W tej chwili bardziej przydałaby się mi twoja siostra, przynajmniej potrafi walczyć.
 - Och, nie histeryzuj. Przepuść mnie - wyszedłem ze szczeliny i stanąłem na wprost potwora. Miałem zamiar użyć swojej mocy, by uspokoić jego złe emocje i tak zyskać czas na ucieczkę razem z Bóstwem Nocy. - Crystalveursie! Uspokój się! Nie chcesz zrobić nam krzywdy!
 - Zwariowałeś?! - Usłyszałem przerażony wrzask Chihayi. Miałem ochotę ją za to udusić ( i tak bym tego nie zrobił, gdyż przecież ja łagodzę konflikty, a nie je wszczynam), gdyż na chwilę wytrąciła mnie z równowagi. - Wróżbita Maciej jesteś czy co?
 - Och, cicho bądź! - Zawołałem do niej, ale ta sekunda nieuwagi wystarczyła by Crystalveurs rzucił się w moją stronę.

Chihaya? :p Nie mam weeeny :/

Świat ludzki

Od wieków bóstwa potrafią przybierać ludzką postać, by schodzić na Ziemię i pomagać zwykłym ludziom. Mają dostęp do wszystkich kontynentów i państw.  Jednak, żeby dostać się do człowieczego świata, potrzebują portali, przez które mogą przenikać. Portale te służą również do teleportowania się w dowolne miejsce na ziemi.

Jednym z teleportów jest Jezioro Cristalline
 Ukryte w głębi lasu, wśród szuwarów, w miejscu, gdzie rzadko zagląda słońce. Woda w nim jest krystaliczna, bez problemu można ujrzeć dno, które wyłożone jest mnóstwem drogocennych kamieni - rubinów i brylantów. Nad jeziorem znajduje się mały, drewniany domek - schron dla bóstw.

Inny to Góra Magie
  Wzgórze okryte tajemnicą, nad którym unoszą się mgły koloru zielonego. Ulubiony teleport bóstw, ze względu na to, iż znajduje się "na wysokości".

Ostatnim jest Drzewo Sorcieres
 


 Świat ludzi nie jest jednak z pozory tak bezpieczny dla bóstw, jak by się wydawał. Pełno w nim tropicieli - istot człowieczych, które potrafią przybierać postać dowolnego zwierzęcia, najczęściej jednak kota lub wilka, żeby "wykrywać" bóstwa, wśród zwykłych śmiertelników, w celu schwytania ich i unicestwienia, po czym wykorzystania ich mocy do własnych celów. Ich armią dowodzą dwie osoby tzw. niszczyciele.
 Są to - Melinda Wrong i Sylvain Dangerous. Pragną zawładnąć całym światem, do czego potrzebują bóstw. Po osiągnięciu swojego celu mają zamiar zniszczyć je z pomocą wszystkich wrogich stworów z obu światów.
 
Oprócz tego, bóstwa w ludzkim świecie wiodą normalne życie - chodzą do szkoły, mają przyjaciół.

Banner

Ten oto piękny banner wykonała dla nas nasza Suzu, za co pięknie jej dziękujemy ^^
Byłoby bardzo miło, gdyby każdy z członków posiadał na swojej prezentacji banner lub link do naszego bloga :)
Les Dieux Du Monde

<a href="http://les-dieux-du-monde.blogspot.com/" target="_blank"><img src="http://i844.photobucket.com/albums/ab8/Suzushikujo/Banner%202_zpsjd84eu2z.gif" width="500" height="200" alt="Les Dieux Du Monde"></a>


czwartek, 27 sierpnia 2015

Od Chihayi

Stałam w Korytarzu Zguby i odbijałam jeden z wiszących haków. Kołysząc się wydał cichy pisk. To był jedyny dźwięk, który słyszałam. Nawet mój własny oddech był tak spokojny i płytki, że nie byłam w stanie go usłyszeć. Nagle wszystko zaczęło się trząść. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy z oddali dobiegł mnie stukot kół. Z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy. Postąpiłam krok w tył. Tuż przed moim nosem śmignęła wielka metalowa maszyna. Pociąg, tak dokładniej. Czekałam na ostatni wagon. Nie przepadałam za siedzeniem w środku. Było tam tak.. Inaczej niż w pozostałej części naszego świata. Chyba za bardzo przywykłam do tych "standardów". Kiedy się ocknęłam z myśli ostatni wagon już mnie minął. Zagryzłam zęby. Nie ma czas zmieniać postaci. Wybiłam się z jednej nogi i pogoniłam za pociągiem. Chwilę za nim goniłam zbliżając się nieznacznie do ostatniego wagonu. Wiedziałam, że zaraz skręci i wtedy już go nie złapię. Zrobiłam dwa większe kroki i za trzecim razem odbiłam się mocno od ziemi i w ostatniej chwili złapałam poręcz z tyłu wagonu. Maszyna gwałtownie skręciła w lewo, a ja trzymając się jedną ręką poleciałam w prawo. Odbiłam się nogami od boku wagonu i wskoczyłam na dach. Pod postacią bez skrzydeł mogłam spokojnie siedzieć w tym miejscu bez obaw, że zostanę zdmuchnięta. Zamknęłam oczy delikatnym uśmiechem żegnając wolną strefę. Zaczęłam nucić pod nosem. Ciekawe gdzie w tym momencie jest Shane. Pewnie w świecie ludzi, gdzieś na siłowni, znając jego. Zastanowiło mnie czy Mia siedzi pod drzwiami i czatuje na niego. Pewnie tak, zresztą jak zwykle. Mia była słodka, jednak.. Miała przesadnego fioła na punkcie mojego brata. Często z tego powodu była irytująca. Dziwny ryk wyrwał mnie z zamyślenia. Powoli otworzyłam oczy, ukazał mi się, jak dla mnie, za różowy krajobraz.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu źródła dziwnego dźwięku. Dość daleko po prawej stronie, między dwiema głowami lalek dostrzegłam łeb jednego z Crystalveurs'ów. Zeskoczyłam z pędzącego pociągu i wylądowałam na ziemi między jakimiś deskami. Rozpędzona zrobiłam dwa przewroty w przód i stanęłam na nogach od razu przechodząc do biegu. Im bliżej byłam stwora tym bardziej wydawało mi się, że ktoś z nim jest. Kiedy zbliżyłam się na tyle by zobaczyć potwora w pełnej okazałości spostrzegłam, że faktycznie znalazł sobie ofiarę. Chłopak o jasno fioletowych włosach stał przed stworem jakby był zaczarowany. Przewróciłam oczami i szybko pobiegłam w jego stronę. Śmignęłam koło chłopaka i łapiąc go za rękę pociągnęłam za sobą do jakiejś szczeliny między.. Tym wszystkim. Wepchnęłam go dalej, a sama stanęłam przy wyjściu.
-Mądry jesteś?-warknęłam-Zginąć chciałeś? Wiem, że kryształ jest śliczny, ale bez przesady-ironii nauczyłam się chyba od Shane'a. Minie chwila zanim kryształowy stwór zorientuje się gdzie jesteśmy. A wtedy nie będzie wyjścia. Trzeba będzie walczyć. Zmierzyłam chłopaka uważnym spojrzeniem.
-Nie wyglądasz na kogoś kto lubi walczyć..-mruknęłam raczej do siebie niż do niego.
-Pokój jest przeciwny walce-odpowiedział spokojnie. Przyjrzałam mu się jeszcze uważniej.
-Czyli, że ty...? Bóstwo Pokoju..?

Charu? xD Koniec beznadziejny xc

Powitajmy bóstwo Lasu!

Pod postacią Bóstwa: 
Pod postacią człowieka: 
Login: Kotoko
Imię: Feitan
Przezwisko: Nie potrzebuje, ale czasami wołają na niego "Strażnik Lasu". Rzadziej używa się przezwiska Fei.
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 23 tysiące lat
Wygląd: Nie należy on do tych wyższych, ani do tych niższych, Jest średniego wzrostu, jednak mu to nie przeszkadza. W końcu z jego urodą przypominającą nieco młodego chłopaczka to urocze, czyż nie? Blado-czerwone oczy często bywają zasłaniane przez białą grzywkę Feitana. Jest ona nieco dłuższa od pozostałej części jego włosów, które są rozkudłane na wszystkie strony. Kolor jego czupryny jak i oczu idealnie mu pasują oraz współgrają z nieskazitelnie bladą cerą. Szczupły, nieco wychudzony choć nawet dobrze zbudowany. Co do jego ubioru... Cóż z pewnością jest wyjątkowy. Jako bóstwo ubiera się niczym bezdomny, który naprawdę nie ma złamanego grosza przy sobie. Zakłada na siebie "staruszkawe" sweterki oraz podarte spodnie, a na dodatek nie nosi butów. Inaczej wygląda jako zwykły, szary człowiek. Wtedy wówczas nosi elegancki czarno-biały strój.
Bóstwo: Lasu
Charakter: Feitan jest naprawdę ciekawą osóbką. Wydaje się być niegroźny i naprawdę opanowany. Sprawia wrażenie jakby chciał pomagać wszystkim i wszystkiemu. Ciepłym uśmiechem zachęca do siebie ludzi, którzy potrafią się do niego bardzo szybko przywiązać. Niby pożyteczny, niby nigdy nie zostawi. Nikt nie postrzega w nim żadnego zagrożenia, w końcu kto by podejrzewał o coś okrutnego taką mizerotę? Kryjąc się pod maską niezbyt inteligentnego wesołka, unika poważnych spraw. Unika również pytań, których tak bardzo by nie chciał usłyszeć. Robić niby robi, w końcu to najlepszy typ nadający się do każdej roboty. Mimo tego, nikt nie chciałby mu zaufać w sprawach, które bywają naprawdę ważne. Jemu to jednak nie przeszkadza, ponieważ na tym mu zależało. Koleżka, który jest dobry jedynie w rozbawianiu, ale jeśli chodzi o życie... Lepiej nie mieć z nim wspólnego, w końcu cały czas zachowuje się jak dziecko. Większość zna jego pogodną i uprzejmą naturę, tylko niektórzy słyszeli o jego sadystycznej stronie. Nie jest ona jednak na tyle ważna, by się tym zajmować. Od czasu do czasu na jego twarzy widnieje uśmiech inny od tego co zawsze. Jego zachowanie bywa nieco zbliżone do jakiegoś szaleńca, jednak nie należy się tego obawiać. Jak już wcześniej jest napisane, nie warto się w to zagłębiać. Strażnik Lasu? Nie bez powodu tak na niego wołają. Na co dzień bywa naprawdę spokojny i zrównoważony, nie łatwo wytrącić go z równowagi. Stara się z innymi dogadywać bądź unikać kontaktów z osobami, które go "nie trawią".
Zauroczenie: Chyba jeszcze nie dojrzał do związków. Miłością jak na razie darzy jedynie swojego wężyka.
Moce:
Feitan potrafi przywołać swojego białego węża, który jest nienaturalnie wielki. Mimo tego, jest w stanie niesamowicie się zakamuflować.
Jest w stanie kierować zwierzętami w lasach, co jest bardzo przydatne. W końcu mała armia każdemu może się przydać do dobrych jak i do tych złych celów.
Potrafi zmienić na jakiś czas wygląd lasu, to znaczy, że łatwo może zgubić swoich przeciwników. Drzewa znikają tak samo jak się pojawiają. Raz są, raz ich nie ma.
Mimo tego, chyba najbardziej pożyteczną mocą jest tworzenie sług ze składników lasu. To znaczy, że drzewo nagle zaczyna się ruszać. Powstają wtedy kolejni żołnierze Feitana.
Zainteresowania: Interesuje się większością rzeczy, więc nie bardzo potrafi powiedzieć dokładnie czym. Chociaż jeśli by się postarał to będzie to sztuka, wszystko co z nią związane. Mogą to być obrazy, albo i nawet rzeźby. Taniec i muzyka, nawet sztuka przetrwania - w końcu to jest ważne.
Ciekawostki:
- Najlepiej co robi to jest "plastykowanie", bycie artystą. Najbardziej lubi używać w swoich pracach nici. Nitkowe obrazki często przykuwają uwagę innych.
- Uwielbia słodkości.
- Mimo, iż inni przywiązują się do niego, on sam nie jest w stanie przywiązać się do innych.
- Wykorzystując fakt, że nie bardzo różni się wyglądem bóstwa, od zwykłego człowieka, często przebywając w lesie bądź przechadzając się nocą uliczkami miast przebywa w formie bóstwa.
- Przez kilka lat był kojarzony z nieco bardziej brutalnymi bogami, no cóż... Chłopaczyna się pogubił, ale to wyjaśnia jego sadystyczną naturę.
- Jeszcze nigdy nie zdarzyło się by Fei spojrzał na kobietę inaczej jak na zwykłą znajomą.
- Kocha zwierzęta, najbardziej swoje wężyki.
- Pokazywanie się od strony idioty, ma nie tylko odstraszać innych z życiowymi problemami, ale również ukrywać jego delikatną i wrażliwą stronę niezbyt dobrego filozofa.
- W świecie ludzi jest przedstawicielem handlowym firmy samochodowej, choć kiedyś zdarzyło mu się studiować medycynę.
Głos: KLIK
Atrybut: Wąż
Inne zdjęcia: ---

środa, 26 sierpnia 2015

Krótko o Nocy..

Sześcioletnia dziewczynka siedziała skulona pod kołdrą i trzęsła się cała ze strachu. W małych rączkach trzymała małą latareczkę, która zaczynała mrugać. Migała coraz szybciej, coraz dłużej panowała ciemność. Aż nagle baterie w urządzeniu wyczerpały się zupełnie i dziewczynka pogrążyła się w ciemności. Poczuła jak pod jej powiekami zbierają się mokre łzy. Ciemność. To było coś czego bała się najbardziej na świecie. Nagle usłyszała ciche skrzypienie. Skuliła się jeszcze bardziej zanosząc się gorzkim szlochem. Ktoś zdjął z niej kołdrę i przytulił silnymi ramionami. Dziewczynka otworzyła oczy i zobaczyła rękaw koszuli ojca. Rozpłakała się jeszcze bardziej.
-Kwiatuszku..-powiedział rodzic łagodnym głosem-Dlaczego płaczesz?
-Boje się ciemności-powiedziała przez łzy. Trudno było ją zrozumieć, bo to co powiedziała brzmiało mniej więcej tak: "Oje zje kości". Jednak ojciec dziewczynki wiedział czego jego córka się obawia. Pogłaskał dziewczynkę po włosach i przytulił mocniej do siebie.
-Dlaczego boisz się ciemności? Nie wiesz co się w niej chowa, tak?-spytał odpychając lekko dziecko od siebie. Mała popatrzyła na niego mokrymi oczyma i skinęła głową. Otarł jej łzy z policzków.
-Każdy boi się nieznanego-mówił delikatnie-Ale ja wiem co skrywa ciemność nocy.
-Wisz..?-spytała dziewczynka już normalnym głosem. Mężczyzna skinął głową, wstał, podszedł do biurka, sięgnął po jakąś książkę i wrócił na miejsce. Otworzył dużą księgę na jednej z licznych stron. Ojciec zapalił lampkę, która stała na parapecie. Oczom dziewczynki ukazał się obrazek dość drobnej postaci z ogromnymi skrzydłami. Całość była czarno-biała, więc dziecko nie bardzo wiedziało co przedstawia rysunek. 
-Co to?-spytała ocierając ostatnie łzy. 
-To jest właśnie to co skrywa w sobie ciemność nocy..-uśmiechnął się lekko-To jest Chihaya. Słyszałaś kiedyś o niej?
-Chihaya..-zamyśliła się dziewczynka-To bóstwo Nocy, tak?
-Dokładnie, skarbie. A wiesz jaka ona jest?
-Pani mówiła, że ludzie od zawsze opisywali ją jako bezwzględną i zimną-mówiła lekko zamyślona, lecz dumna ze swojej wiedzy. Mężczyzna pokiwał ponownie głową. 
-A myślisz, że ona faktycznie taka jest?
-Chyba tak..
-Dlaczego?
-No..-zawahała się-W sumie nie wiem..
-Nie powinnaś tak sądzić.. Noc wcale nie jest okrutna, więc dlaczego bóstwo Nocy ma być? Wiesz, że są dzieci, które nie mają domu, prawda? Jak myślisz kto się nimi opiekuje w nocy?
-Chihaya..?-domyśliła się dziewczynka.
-Tak. Usypia je, dba by nic złego im się nie stało, obdarza je słodkimi snami, odpędza koszmary.. To ona czai się w ciemności. Czeka aż zaśniesz by mogła podarować ci jeden z tych cudownych snów-na koniec pocałował córkę w czoło-Więc pozwól jej to zrobić i idź spać. Nie obawiaj się już ciemności.. Wiesz już co w niej się chowa-zgasił lampkę, odłożył księgę i wyszedł z pokoju. Dziewczynka szybko ułożyła się wygodnie w pościeli i zamknęła oczy chcąc jak najszybciej zasnąć. Na jej ustach malował się delikatny uśmiech. Kiedy mężczyzna zamykał drzwi zdawało mu się, że w szybie okna ujrzał uśmiechniętą twarz bóstwa Nocy.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Matka spojrzała na swojego dziewięcioletniego syna oczami pełnymi łez. Przytuliła go mocno do siebie i spytała cicho.
-Wiesz kim jest Chihaya, prawda?
-Tak, mamo. To bóstwo nocy-odpowiedział chłopczyk zdziwiony łzami matki.
-Pamiętasz, że to ona troszczy się o dzieci, które nie mają domu, prawda?-zaniosła się szlochem tak bardzo, że jej głos zniknął gdzieś w nim. Chłopczyk niewiele rozumiał z tego co się dzieje. Dlaczego jego mam płakała, skoro jeszcze przed chwilą uśmiechała się od ucha do ucha? I dlaczego wspomniała o dzieciach bez domu? Ojciec chłopczyka podszedł do nich i podniósł zapłakaną kobietę. Ukrywając wszystkie uczucia spojrzał na syna z zaciśniętymi zębami.
-Teraz ty także będziesz pod jej opieką-powiedział chłodno, odwrócił się i przyciskając do siebie matkę chłopca odszedł w stronę samochodu. Chłopczyk przyglądał im się przez chwilę z pustką w głowie. Nagle zerwał się do biegu by podążyć za rodzicami, jednak zatrzymała go lina przywiązana do kostki chłopczyka. Dzieciak runął na ziemię boleśnie uderzając podbródkiem w beton. Oczy mu się zaszkliły. Nie wiedział czy to sprawa bólu czy tego, że rodzice właśnie go porzucili..

wtorek, 25 sierpnia 2015

Some of darkness can no longer believe in the sun ...

Pod postacią bóstwa:
 
Pod postacią człowieka:

Login: Esmeralda
Imię: Charu (Zazwyczaj jednak nazywany Charlie)
Przezwisko: Aniołek (z powodu jego zachowania)
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 21 tysięcy lat
Wygląd: Nie jest zbytnio wysoki, ma zaledwie 178 cm wzrostu. Ma bardzo delikatną urodę, przez co w dzieciństwie często mylony był z dziewczyną. Pod postacią bóstwa ma jasne włosy o fioletowym odcieniu i niebieskie oczy. Jako człowiek jest szatynem o zielonych oczach. Jest szczupły, ma raczej chłopięcą budowę ciała. Zazwyczaj ubiera się elegancko. Przeważnie nosi koszule i marynarki w jasnych kolorach, rzadko wkłada T-shirty. Często się uśmiecha.
Bóstwo: Pokoju.
Charakter: Jest zazwyczaj bardzo miły i uprzejmy. Zawsze stara się, aby nikogo nie zranić. We wszystkim znajduje dobre strony. Często jest uśmiechnięty i wesoły. Bardzo rzadko bywa smutny czy zły.  Jest bardzo nieśmiały. Otwiera się dopiero po bliższym poznaniu. Podoba mu się wiele dziewczyn, ale nie ma odwagi do żadnej zagadać. Jako bóstwo jest bardzo potężny, chociaż sam tak nie uważa. Większość innych bóstw bardzo za nim przepada. Chciałby pogodzić się ze swoją siostrą bliźniaczką. Fakt, iż są skłóceni ciągle spędza mu sen z powiek. Nigdy na nikogo się nie gniewa. Zawsze pierwszy stara się z kimś pogodzić. Za bliską osobę jest gotów oddać życie. Gdyby kiedyś pokochał jakąś dziewczynę, zrobiłby dla niej wszystko. Nie zdaje sobie sprawy, że jest obiektem westchnień wielu rówieśniczek.
Zauroczenie: Szuka dziewczyny równie spokojnej i ugodowej jak on.
Moce: Jego największą mocą jest "szerzenie pokoju". Potrafi pogodzić najbardziej skłóconych ludzi. To on zazwyczaj kończy wszystkie bitwy. Jest niezbędny podczas wojny - bez niego wszędzie trwałaby wieczna walka. Umie również powstrzymać awanturę, zgasić ją w zarodku. Często również uspokaja ludzi.
Zainteresowania: Granie na gitarze. Potrafi również śpiewać. Uwielbia słuchać muzyki - najczęściej klasycznej. Uczy się grać na fortepianie.
Ciekawostki:
* Marzy o tym by wreszcie pogodzić się ze swoją siostrą bliźniaczką, ona jednak odrzuca wszystkie jego próby ugody.
*Zazwyczaj musi zawsze naprawiać wszystko to, co ona niszczy - godzić ludzi, kończyć wojny itd.
*Często postrzegany jako anioł, ze względu na swój wygląd i zachowanie.
*W świecie ludzi chodzi do szkoły muzycznej.
* Lubi robić wszystko powoli i dokładnie.
* Zawsze ma przy sobie gitarę.
* Kocha zwierzęta, a najbardziej ptaki.
*Ma siostrę bliźniaczkę - Clarissę.
Głos: klik
Atrybut: Biały gołąb.
Inne zdjęcia: #

But tomorrow is tomorrow, so forgive me if I say

Pod postacią Bóstwa:
Znalezione obrazy dla zapytania kamigami no asobi apollon
Pod postacią człowieka:
Znalezione obrazy dla zapytania strike the blood akatsuki kojou
Login: Miśka098
Imię: Shaning (Shane dla przyjaciół)
Przezwisko: Promyczek (bardzo go nie lubi)
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 20 tysięcy lat
Wygląd: Jest bardzo wysoki, ma prawie 2 metry. Przede wszystkim na to zwraca się uwagę. Pod postacią bóstwa jest blondynem o zielonych oczach. Natomiast jako człowiek ma srebrne włosy i niebieskie oczy, odcieniem przypominające oczy jego przyrodniej siostry. Jest smukły, ale bardzo wysportowany. Nie widać tego po nim, nie jest mięśniakiem. Jako człowiek zawsze ma na sobie białą bluzę(w szafie ma 5 identycznych) i przeważnie kaptur. Do tego czarne spodnie.
Bóstwo: Dnia
Charakter: Shane jest bardzo ironicznym facetem, zwłaszcza jeśli chodzi o dziewczyny. Wyjątkiem jest Ia, z którą utrzymuje nad wyraz dobre stosunki. Nie jest wiecznie uśmiechnięty, tak jak opisują go ludzie. Często miewa chwile zamyślenia, w których wydaję się być raczej przygnębiony. Na ogół jest raczej pogodny i często żartuje. Lubi uwodzić dziewczyny, zwłaszcza te ładne, ale nigdy nie pakuje się w coś poważniejszego. Jest typem tajemniczego, szarmanckiego uwodziciela. Jednak jedno trzeba mu przyznać. Nie brakuje mu charyzmy. Potrafi dogadać się z każdym, choćby był to największy gbur czy lodowata suka. Lubi wymyślać ludziom przezwiska, ale drażni go, gdy ktoś woła na niego zdrobniale czy, co gorsza, Promyczek. Nie trudno go wkurzyć. Jest jeden bardzo skuteczny sposób. Spróbuj skrzywdzić jego siostrę to on skrzywdzi cie tak, że już nie wstaniesz. Jeśli na kimś mu zależy to jest w stosunku do tej osoby bardzo troskliwy i opiekuńczy. Jeżeli jednak jest inaczej to możesz się spotkać z chłodną obojętnością.
Zauroczenie: Raczej nie.
Moce: Umie kierować promieniami słonecznymi. Może np, oślepić kogoś lub poparzyć. Czerpie energię ze słońca. Wtedy zyskuje niesłychaną siłę i szybkość(trochę jak wampir). Ta moc jednak zabiera bardzo dużo energii życiowej, po użyciu tej mocy nie jest w stanie walczyć przez kilka godzin. Zmienia się w wielkiego feniksa.
Zainteresowania: Jednym z jego największych hobby jest śpiewanie, drugie to sport. Wszelkiego rodzaju zajęcia fizyczne, które odrywają od dręczących myśli. Czasem też rysuje, ale przeważnie są to zwierzęta. Czasem Ia.
Ciekawostki:
~Ma przyrodnią siostrę Chihayę
~Trochę głupio przyznać, ale pociąga go własna przyrodnia siostra.
~Uwielbia śpiewać w duecie z Raven.
~Zachowaniem i nieco wyglądem przypomina wampira.
~Zawsze jest na próbach cheerleaderek, z uwagi na Ię.
~Chodzi do szkoły sportowej.
~Często nosi siostrę na ramionach.
~Z natury jest bardzo szybki.
~Uwielbia owoce. Jabłka, banany, pomarańcze, gruszki.. Wszystkie!
Głos: KLIK
Atrybut: Słoneczko
Inne zdjęcia: