niedziela, 30 sierpnia 2015

Od Charu c.d. Chihayi

 Patrzyłem chwilę za oddalającą się dziewczyną i pomyślałem, że chyba odwrócę się i pójdę w drugą stronę. W gruncie rzeczy, czemu miałem cały czas za nią chodzić? Nie chciałem kolejnego wroga wśród bóstw, ale cóż... Chyba już nic nie mogłem poradzić. Chihaya była zbyt zacięta w swoich postanowieniach. A zresztą, lepiej dawała sobie radę beze mnie.
 Skręciłem więc w pierwszą lepszą alejkę, wsadziłem dłonie w kieszenie spodni i szedłem przed siebie, pogwizdując. Nagle usłyszałem za sobą tupot kroków.
 - Hej, a ty gdzie? - Zawołała Chihaya zdziwionym głosem. Odwróciłem się i ujrzałem jej urażoną minę. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Naprawdę, nie rozumiałem tej dziewczyny. Skoro mnie nienawidziła, to po co było jej moje towarzystwo?
 - Do swoich zadań - wzruszyłem ramionami, po czym odwróciłem się do niej plecami i znowu ruszyłem przed siebie. Po chwili dogoniła mnie i złapała za ramię, trochę zbyt mocno niż powinna. Dosłownie, ona powinna być bokserem, a nie Bóstwem Nocy.
 - Jak to? - Zapytała, mordując mnie wzrokiem. Nie ma to jak ambiwalencja. Ma mnie dość, a jednak nie chce, żebym sobie poszedł. No jasne, nie będzie miała się na kim wyżywać... Szczerze mówiąc już mnie to trochę zaczęło nudzić. - Zostawiasz mnie samą?
 - Może sobie nie poradzisz, co? - Westchnąłem ciężko. Zobaczyłem, że z okna jednej kamienic przygląda nam się jakaś starsza pani. Pewnie sądziła, że dwójka zakochanych prowadzi jakąś sprzeczkę... Ta, jasne.
 - Nie! Poradzę, ale... - starała się wymyślić, jakiś konkretny, oryginalny argument. Byłem ciekawy, co tym razem usłyszę... Że "nie rozumiem Nocy"? Nieee, to już było. Chociaż powtarzała to tak często, że teraz też mogła to powiedzieć. - Ale odchodzisz, tak po prostu? Bez żadnego "Przepraszam"?
 - Przepraszam?! - Zawołałem, naprawdę zaskoczony. Wszystkiego się spodziewałem, ale nie tego. Nie miałem pojęcia, czemu miałbym ją przepraszać. W sumie to ja powinienem oczekiwać skruchy z jej strony. - Ale za co?
 - Za wszystko! - Odparła. Hm, nie ma to jak uściślenie sprawy. - Za to, że ciągle muszę cię za sobą ciągnąć... Powinieneś dążyć do zgody skoro jesteś Bóstwem Pokoju.
 - Cały czas to robię, jakbyś nie zauważyła... Ej, jak to ty mnie musisz ciągnąć? - Prychnąłem pogardliwie. - No sorry, ale ja ci nie kazałem mnie "ratować" przed Crystalveursem. Sama się wtrąciłaś.
 - Ja... ja się wtrąciłam! No jasne! - Jej oczy zapłonęły złowrogo. Pewnie miała ochotę znowu przygwoździć mnie do ściany, albo walnąć w żebra, ale nie zrobiła tego - szczerze mówiąc sam sobie mogłem podziękować, bo na czas zacząłem uspokajać ją swoją mocą. - Przyznaj się, że mnie nienawidzisz, tak jak wszyscy!
 - Co? Nie, nic do ciebie nie mam - znowu ta sama gadka. A'la rozpieszczone dziecko z bogatej rodziny, które płacze, gdy mamusia nie kupi mu zabawki. "Nikt mnie nie kocha, ojojoj, zaraz się potnę".
 - Nieprawda! - W jej oczach pojawiły się łzy wściekłości. Widać, że nie lubiła, gdy ktoś jej się sprzeciwiał. No cóż, nikt nie jest idealny... Ale w sumie ona ma jakiekolwiek zalety? No dobra, jest opiekuńcza... - WSZYSCY nienawidzą Nocy!
 - Ja nie - odpowiedziałem. Naprawdę, przecież teoretycznie nie miałem nawet za co.. Zresztą... Ja na nikogo nie mogę się gniewać. Czasem żałowałem, że nie jest bóstwem czegoś innego. Mógłbym przynajmniej mieć swoje zdanie na różne tematy, a tak... Tylko pokój i pokój. - A zresztą myślisz, że Pokój wszyscy kochają?
 - Tak! - Stwierdziła i założyła ręce na piersi. Zaczął wiać lekki wiatr, który rozwiewał jej długie, jasne włosy. - Ty jesteś Bóstwem Pokoju, jesteś idealny, wszyscy cię uwielbiają.
 - A, tu cię boli? - Spojrzałem na nią już lekko znużony. Ta dyskusja do niczego nie prowadziła. Nigdy się z nią nie dogadam. Szczerze mówiąc mam ważniejsze sprawy na głowie niż uspokajanie Chihayi. - Dobra, brak mi już sił. Twierdzisz, że ludzie kpią sobie z nas - i co z tego? Nawet jeśli nikt w nas nie wierzy, my mamy swoją misję na tym świecie - i ja właśnie wyruszam nadal ją wypełniać, tak jak ty robiłaś to całą noc. Zresztą, zaprzeczasz sama sobie. Codziennie zmieniasz życie wielu osób, a mówisz, że nie możemy tego robić... Więc może róbmy to, co do nad należy, a nie marnujmy czasu na bezsensowne rozmowy. Muszę iść, cześć.
 - NIE! - Zawołała wściekła dziewczyna, gdy zobaczyła, że naprawdę mam zamiar ją zostawić. - Nigdzie nie pójdziesz!
 - Bo co? Będziesz tęsknić? - Spytałem, nawet nie zatrzymując się.

Chihaya? :p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz