sobota, 29 sierpnia 2015

Od Charu c.d. Chihayi

Rozglądałem się dookoła, podczas gdy Chihaya tuliła pięcioletniego chłopca. W końcu podniosła się. Spojrzałem na nią i ze zdziwieniem ujrzałem, że płacze. Zerknąłem na jej dłonie, ubrudzone krwią.
 - Chodźmy stąd - powiedziałem łapiąc ją za ramię. Pociągnąłem ją w swoją stronę, ale dziewczyna nadal stała, jakby wmurowana w podłoże. Patrzyła smutnymi oczami na dziecko, które leżało na gołej ziemi. - Chodź, już mu nie pomożesz.
 - Nieprawda! Możemy coś zrobić... - załkała Chihaya, na powrót kucając przy chłopcu. Wiedziałem, że teraz będzie trudno ją od niego odciągnąć, a szczerze mówiąc nie podobała mi się ta okolica. Wystarczyła tu chwila nieuwagi, by zdarzyło się nieszczęście. - Musimy!
 - Nie! Nic nie możemy zrobić! - Zawołałem, nadal szarpiąc ją za rękę. W końcu wstała, jednak z pewnym ociąganiem. Też bym pewnie chciał tu zostać, gdyby nie ta nieprzenikliwa ciemność wokół i cisza. - Nie jesteśmy bóstwami życia i śmierci.
 - A ty? Przecież jesteś Bóstwem Pokoju - dziewczyna spojrzała na mnie oskarżająco i wiedziałem, że w tej chwili ma rację. Ale nie mogłem być przecież wszędzie na raz, ani sprzeciwiać się wyrokom losu... - Dlaczego więc pozwalasz na takie rzeczy? Gdyby wszędzie panował pokój, takie rzeczy by się nie zdarzały!
 - Wiem - odparłem. Nie miałem już sił się z nią kłócić. Zbijała każdy mój argument, a co gorsza, mówiła prawdę. Może gdybym się nie "bawił" z Crystalveursem, a potem nie jechał tym pociągiem, mógłbym coś zaradzić... - Jeśli byłbym tutaj wcześniej... może... może zrobiłbym coś, ale jest już za późno.
 - Och, to takie niesprawiedliwe! - Westchnęła Chihaya, a następnie rozpłakała się na dobre. Osunęła się na ziemię i ukrywając twarz w dłoniach łkała, a łzy spływały jej po policzkach. Kucnąłem obok niej, chciałem ja jakoś pocieszyć.
 - Wiele rzeczy na tym świecie nie jest sprawiedliwych - powiedziałem smutnym głosem, kładąc jej dłoń na ramieniu. Natychmiast ją zrzuciła - wiedziałem, że to zrobi, ja jednak nie miałem zamiaru dawać za wygraną. - Ale przecież my jesteśmy po to, by pomagać ludziom, prawda? Czasem nam to się nie uda, ale mimo wszystko musimy nadal walczyć o lepszy świat. To jest nasze zadanie, dlatego przestań się mazać i chodźmy - być może ktoś teraz nas potrzebuje.
  - Ale to jest trudne - mruknęła dziewczyna, pociągając nosem, dlatego objąłem ją i przyciągnąłem do siebie z nadzieją, że być może szybciej się uspokoi - a przynajmniej może zacznie się na mnie wydzierać, a przestanie płakać.
 - Wiem, że trudne - odpowiedziałem. - Ale musimy spróbować, no nie?

Chihaya?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz