niedziela, 30 sierpnia 2015

Od Charu c.d. Chihayi

 Nie wiedziałem, co mam robić. Trochę brakowało mi towarzystwa Chihayi, ale pogodziłem się z tym, że nasza znajomość się skończyła... Może jeszcze kiedyś się spotkamy. Może...
 Postanowiłem, że wrócę do naszego świata i popytam, czy ktoś nie wie, gdzie jest Clarissa. Tam gdzie ona, tam zawsze też jakaś kłótnia, czy wojna, więc przynajmniej będę miał jakieś zajęcie. Ciekawe, czy tym razem zajmie mi to godzinę, cały dzień, czy też kilka lat... Szczerze obawiałem się tego ostatniego. Nie lubiłem takich zadań...
 Powróciłem do Drzewa Sorcieres i przeszedłem na drugą stronę. Zrobiłem kilka kroków i zauważyłem, że na ziemi leży coś błyszczącego. Podszedłem bliżej... Kryształ? Tak, jasne! Pewnie Crystalveurs, z którym walczyła Chihaya pozbierał się do kupy i przechodził tędy, gubiąc kawałek siebie. Pochyliłem się, żeby podnieść odłamek, ale wtedy usłyszałem czyjeś kroki. Zatrzymałem się, czekając na rozwój wydarzeń.
 - Prze...Prze...praszam - usłyszałem głos Chihayi. Co prawda brzmiał nieswojo, ale od razu poznałem, że to ona. Odwróciłem się gwałtownie i ujrzałem, że dziewczyna oddala się.
Wyglądała jakby była wyprana z emocji... 
 - Hej, czekaj! - Zawołałem za nią, po czym podniosłem z ziemi kawałek kryształu. Bóstwo Nocy zatrzymało się i patrzyło na mnie zdziwione. Podbiegłem do niej i wyciągnąłem do niej rękę ze znaleziskiem. - Masz, to dla ciebie.
 - Co? Dlaczego? - Wzięła do ręki odłamek, nadal nic nie rozumiejąc. Nie wyglądała w tej chwili szczególnie. Miała blade policzki, podkrążone i zaczerwienione oczy. Zrobiło mi się jej żal, naprawdę. - Co to jest?
 - Kawałek Crystalveursa, z którym walczyłaś - odparłem, uśmiechając się. Wiedziałem, że z dziewczyna jest coś nie tak. Jej głos był jakiś taki inny i w ogóle mówiła tak, jakby sprawiało jej to trudność.
 - Ty znalazłeś, więc... - chciała oddać mi kryształ, ale pokręciłem tylko przecząco głową. Pomyślałem, że pierwszy raz od dawna normalnie rozmawiamy, nie kłócimy się. To było aż dziwne...
 - Nie, nie. Zabierz go - nakazałem jej. W końcu dziewczyna schowała odłamek do kieszeni i spuściła smutno głowę. Widocznie ta noc ja wykończyła. Śmierć tego chłopca, potem ta dziewczynka i jej ojciec... - Masz swój łup wojenny.
 - W porządku. Dzięki - szepnęła, po czym odwróciła się i powłócząc nogami ruszyła przed siebie. Nie mogłem uwierzyć, że kilka godzin temu pokonała Crystalveursa, po czym walczyła jeszcze z bandytami.
 - Chihaya! - Zawołałem, podbiegając do niej. Jakoś głupio mi było teraz zostawiać ją samą. Czyhało przecież tutaj wiele niebezpieczeństw, a ona w tej chwili nie wyglądała jak ktoś, kto jest gotów stawić czoła przeciwnościom losu. - Dokąd idziesz?
 - Znaleźć jakieś miejsce, gdzie mogłabym odpocząć - odpowiedziała cicho. Już wolałem jak po mnie wrzeszczała, dosłownie... Nie znałem takiej spokojnej Chihayi. Ona była zbyt spokojna... Zacząłem się o nią martwić.
 - Mogę cię odprowadzić? - Zaproponowałem. Nawet jeśli odpowiedziałaby przecząco i tak nie dałbym za wygraną - nie chciałem mieć jej życia na sumieniu. Nigdy bym się po tym nie pozbierał. A zresztą, nawet ją polubiłem. - To trochę niebezpieczne, żebyś chodziła tutaj sama...

Chihaya?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz