niedziela, 30 sierpnia 2015

Od Feitana

Szczerząc się do kolejnego klienta, czekałem na to, aż będę mógł sobie stąd iść. W całym zakładzie czuć było, iż każdy jest zmęczony. W końcu było już dawno po północy, a ludziów było jak mrówków. Powinienem zmienić pracę, mam dość obsługiwania maniaków samochodów. Rozumiem, autko musi być, bez niego ani rusz... Ale bez przesady, przyjemniej jest sobie zrobić spacerek. Spojrzałem na zewnątrz przez okno. Na dodatek jeszcze pada. Westchnąłem głęboko i ruszyłem po swoje rzeczy. Wyszedł ostatni klient, który tutaj przebywał. Uśmiechnięty założyłem swój płaszczyk i niebawem wyszedłem z salonu samochodowego. Od dzisiaj wolne, miło, tydzień wylegiwania się na drzewie. Kiedy upewniłem się, że nikt mnie nie widzi. W końcu to dziwne, kiedy ktoś kto stoi przed tobą nagle znika... Upuszczając swój parasol, rozejrzałem się raz jeszcze. Którędy iść by dostać się w wybrane miejsce? Wyprostowałem ręce podnosząc je do góry, a następnie podrapałem się po głowie. Powolnym krokiem ruszyłem wzdłuż uliczki, która prowadziła na przedmieścia. Nie widzę powodu by zostawać w mieście dłużej niż potrzeba. W końcu moi mali przyjaciele mogli się stęsknić za mną. Nie mogę pozwolić na to by dalej cierpiały w samotności, pewnie mnie potrzebują! Nie zawiodę i ruszę pędem do lasu, tylko by im pomóc. Rozpacz, smutek i tęsknota - jeszcze to ich wykończy! Nieco przyspieszyłem kroku, nieco bardzo. Niestety, ale zimny chodnik niezbyt mi się podobał. Gdybym jeszcze był pod postacią człowieka, jakiś zbir by na mnie napadł i byłby problem. Wielki problem, w końcu zawsze chcą pieniędzy, których za bardzo nie mam. Odżywianie się kosztuje, co prawda mieszkam w lesie, ale... Nie mogę zabierać jedzenia innym. To by było naprawdę chamskie! Rozmyślając cały czas nad tym co robię i dlaczego, co mogę zrobić i czego nie, po prostu zapomniałem o swoich zwierzątkach czekających na mnie w lesie. Poczułem ulgę, kiedy zobaczyłem swój utęskniony las. Cały przemoknięty ruszyłem w jego głąb, tam na mnie czekały dwie wiewiórki. Wyglądały naprawdę uroczo, właśnie zbierały swoje zapasy. Wiedziałem, że ktoś tu mnie potrzebuje. Dzięki temu będę mógł sobie przenocować u nich na drzewie, mam nadzieję, że nie przywieje tutaj żadnej burzy czy coś. Niezbyt podoba mi się wizja spania na mokrej ziemi. Kończąc swoje zadanie, wspiąłem się czym prędzej na wyższą oraz mocniejszą gałąź. Przydałby się jakiś ręcznik czy coś. Nie żeby mi to przeszkadzało czy coś, ale jeśli tak dalej pójdzie, jeszcze się przeziębię. Wygodnie się ułożyłem i miałem powoli zasypiać, ale usłyszałem śmiechy i głosy innych. Jeszcze się nie przyzwyczaiłem, że niedaleko znajduje się jakieś boisko. Co prawda młodszych dzieci tam nie ma, ale nie brakuje tam uczniów szkół średnich. Szczególnie nocą i w weekendach. Często sam tą organizowane imprezy, ale ja nigdy nie dostałem zaproszenia. To nie fair, przecież jestem taki lubiany wśród innych. Może to dlatego, że nie mam z kim przyjść? Nie mam za wielu znajomych, kumple z pracy mają inne plany, a reszta idzie z kimś innym. Jakby zaszkodziło om wziąć mnie ze sobą. O nie! Za te wszystkie lata zapłacą te małolaty. Nieco podenerwowany zeskoczyłem z drzewa i pospiesznym krokiem ruszyłem w stronę boiska. Zaraz... Przecież pada deszcz, co oni tam robią? Teraz to mam poważny powód! Wyszedłem zza drzew i zauważyłem grupę, mokrych nastolatków. Siedzieli pod jedynym daszkiem, który znajdował się w pobliżu. Czekali, aż przestanie padać? Nie, może raczej nie mieli gdzie iść. Nie czekając ani chwili dłużej podszedłem do nich. Zapomniałem, nie widzą mnie. Smutne. Zrezygnowany odszedłem, mam nadzieję, że się nie pochorują. Chociaż byłoby fajnie. Nie musieli by nigdzie wychodzić, siedzieli by w domach, a lasy byłyby czystsze. Nie da się ukryć, że to właśnie większość młodzieży bezcześci moje królestwo, mój domek. Z tych wszystkich nerwów zrobiłem się głodny, tylko gdzie ja zostawiłem swoje pieniądze? Ciekawi mnie ile będę szukać miejsca, gdzie zjem coś taniego. Będąc już na przedmieściach, postanowiłem się rozejrzeć. Powoli deszcz wydawał się ustąpić, w końcu mogłem wycisnąć wodę ze swoich ubrań. Kiedy zamierzałem już "stać się widoczny", zauważyłem kogoś. Przystanął na chwilę, wyglądało na to by się mi przyglądał. Czyli mam przyjemność spotkać bóstwo? Ciekawe kogo nosi o tej porze? Z resztą nie było tematu. Czując się nieco bezpieczniej, zmieniłem postać i podszedłem do osóbki. Chwila moment wystarczyło bym mógł poznać kogo spotkałem. Pan Promyczek, bóstwo dnia! Jak miło.
- Doberek, chodź bardziej by pasowało powiedzieć dobry wieczór. Co pana nosi w nocy na dworze? Wypadałoby spać, chyba, że cierpisz na bezsenność. Jak mi przykro, może przejdziemy się razem coś zjeść. Wiesz trochę jestem głodny.

Shane? Wybacz, że tak bez sensu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz