niedziela, 27 września 2015

Od Charu c.d. Chihayi

 Byłem postrzelony. Jasne. Super. Tylko tego mi brakowało. Teoretycznie, wiedziałem, że i tak to przeżyję - przecież nie raz podczas potyczki z moją siostrą Clarissą zostawałem ranny, ale w chwili obecnej nie było mi to jakoś na rękę. Chihaya umierała i miałem jej pomóc, a sam znowu wpakowałem sie w tarapaty. Zresztą - który to już raz w przeciągu ostatnich kilku dni? Za niedługo pobiję zapewne rekord Guinessa. Może już powinienem się zgłosic do telewizji? Już widze te emocjonujące nagłówki w gazetach: "Charu - bóstwo, które jak nikt inny potrafi wpadac w tarapaty". Cholera.
 Otworzyłem oczy. Zorientowałem się, że znajduję się w jakiejś ciemnej celi. I to oczywiście nie sam. Była obok mnie Chihaya. Z jednej strony ucieszyłem się, że jesteśmy razem, ale z drugiej to wolałbym jednak, żeby tylko mnie złapali - nie ją.
 - Znowu nas zamknęli - powiedziałem cicho, a dziewczyna, która jeszcze przed chwilą mnie obejmowała, odskoczyła ode mnie jak oparzona. Pewnie sądziła, że już nie żyję. No cóż, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, powinienem już umrzeć.
 - Charu? Ty żyjesz? - Zawołała zdziwiona, ale tez tak jakby uradowana. A nie mówiłem? Czekała pewnie, aż wyzionę ducha. Czekała... to złe słowo. Na pewno tego nie chciała. kto w końcu pragnąłby zostać sam z Niszczycielami?
 - Jak widzisz - mruknąłem, unosząc się na łokciu. Rana postrzałowa bolała mnie okropnie, ale jakoś zacisnąłem zęby i postanowiłem, że zniosę ten ból. Znajdowałem się już przecież w gorszych sytuacjach. - Masz może pomysł jak się stąd wydostać?


Chihaya? Nie mam weny :p

piątek, 25 września 2015

Od Chihayi c.d. Charu

Krzyki, strzał, kolejny krzyk... Wszystko słyszałam jakby przez cienką ścianę. Nie mogłam otworzyć oczu. Po prostu nie potrafiłam. Miałam wrażenie, że do powiek ma przywiązane jakieś 100 kilogramowe obciążniki. Zresztą jak do każdej innej części mojego ciała. Próbowałam poruszyć palcami u ręki. Nic. Jakbym była sparaliżowana. Czyżby trucizna doszła do tego stadium? A może to wynik tego uderzenia? Bo chyba mnie ktoś uderzył.. Nie mogłam sobie przypomnieć. Wiedziałam tylko, że leże. A może tylko mi się zdawało? Cokolwiek działo się z moim ciałem, miałam czas by pomyśleć. Pomyśleć o wszystkim co do tej pory zrobiłam. O decyzjach, które podjęłam i ich konsekwencjach. I o tym, co by było gdyby... Po dłuższej chwili zastanowienia, to ostatnie uznałam za bezsensowne. Tak samo jak zabieranie ze sobą Charu. Gdybym mu wtedy nie pomogła, gdybym go nie zabrała.. Jemu nic by nie groziło. A ja nadal byłabym ścigana. Nic nowego od kilku tysięcy lat. Dlaczego ja go ciągnęłam ze sobą? Dlaczego go naraziłam? Czy ja naprawdę jestem taka głupia? Za dużo pytań sobie stawiam. Pytań oczywistych. Oczywiście, że jesteś głupia, bo kto mądry chce zamknąć portal zaklęciem czasowym?! Nie ma to jak przypomnieć sobie w porę. W porę.. W porę.. Obudź się!
Otworzyłam nagle oczy i w tym samym momencie wzięłam głęboki wdech. Nabrałam za dużo powietrza, zabolały mnie płuca. A może to trucizna.. Powtarzasz się, kochana. Uniosłam się powoli na łokciach i rozejrzałam. Nie byłam w lesie, tak jak poprzednio. Lecz w jakiejś celi. Znowu. Chociaż bardziej przypominało mi to loch. Kamienne ściany i drewniane drzwi z małym okienkiem, w którym była krata. Wszystko co widziałam było bardzo rozmazane, więc minęła dłuuuga chwila zanim zorientowałam się, że wielka plama pod ścianą to tak naprawdę Charu. Natychmiast oprzytomniałam. Na wpół podniesiona podbiegłam do niego i uklęknęłam obok. Był nieprzytomny, a oprócz tego był poplamiony krwią. Przyjrzałam mu się uważnie i delikatnie dotknęłam najbardziej czerwonego miejsca na klatce piersiowej chłopaka. Nie musiałam nawet sprawdzać, by wiedzieć, że jest tam wielka rana. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Złapałam chłopaka jedną ręką za policzek, kiedy nagle usłyszałam kroki. Odwróciłam się w stronę drzwi i zobaczyłam czarne oczy między kratkami.
-Czego chcesz?-zasyczałam.
-Możesz go uratować. Jest tylko jeden warunek-powiedział męski głos zza drzwi. Jak ja go nienawidziłam.
-Dostaniesz wszystko czego tylko będziesz chciał. Ale masz go uratować i zostawić w spokoju!-warknęłam skacząc w stronę drzwi. Głos się zaśmiał, a czarne oczy błysnęły.
-Ty dobrze wiesz, że chce twojej mocy.
-Najpierw masz go uratować i przysiąc, że nigdy więcej się do niego nie zbliżysz.
-Jeszcze pogadamy na ten temat-powiedział i zniknął natychmiast. Spojrzałam na Charu i usiadłam obok niego przytulając się do jego ręki.
-Dlaczego to zrobiłeś? Po co za mną poszedłeś? Powinieneś mnie zostawić.. Zasłużyłam.-mruczałam pod nosem wtulając się coraz bardziej w Charlie'go.-Nie rozumiem cię.. Czemu tak bardzo się martwisz? Przecież mogę być tym złem koniecznym.. Czy jak to się tam zwie..


Charu? Brak pomysłu xd

Od Charu c.d. Chihayi

Naprawdę, nie spodziewałem się, że ona to zrobi. I byłem na nią wściekły. Jak ona mogła? Przecież ja chciałem tylko dla niej dobrze. Chciałem uratować jej życie, jakoś jej pomóc, a spotkałem się z taką reakcją...
 Zorientowałem się po chwili jednak, że Chihaya nie uważała chyba zbytnio na lekcjach, gdyż wcale nie udało jej się zablokować portalu, chociaż się starała. Co prawda, zamknęła go na chwilę, ale trwało to zaledwie niecałą minutę. Gdy otworzył się ponownie, już miałem przejść spowrotem do ludzkiego świata, gdy zatrzymałem się w ostatniej chwili. Dlaczego właściwie ja to robię? Dlaczego ciągle jej pomagam, skoro ona nie chce tej pomocy przyjąć? Powinienem zostawić ją w tym lesie, tak postąpiłby każdy racjonalnie myślący człowiek. Ale nie ja. Po prostu nie mogłem. Nie potrafiłem jej zostawić. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby stało jej się coś złego.
 Ponownie znalazłem się w ludzkim świecie. Rozejrzałem się dookoła z nadzieją, że ujrzę Bóstwo Nocy. Nigdzie jej jednak nie było. I szczerze mówiąc nie wiedziałem, gdzie jej szukać. Wołanie na całe gardło "Chihaya, gdzie jesteś?" nie było mądrym pomysłem, gdyż przecież mógł mnie usłyszeć jakiś Niszczyciel, albo inna osoba czyhająca na nasze życie.
 Ruszyłem więc ścieżką przez las z nadzieją, że może akurat będę miał szczęście i odnajdę dziewczynę. I naprawdę, miałem szczęście, jeśli tak można by to nazwać. Ujrzałem Chihayę leżącą na ziemi. Już miałem do niej podbiec, zapytać co się stało, gdy ujrzałem Niszczyciela, który podszedł do niej i uderzył Bóstwo Nocy w głowę kolbą pistoletu.
 - NIE! Zostaw ją! - Zawołałem pod wpływem emocji. Nie myślaem w tej chwili racjonalnie - nie było przecież mądre ujawnianie się - mogliśmy stracić życie we dwójkę, ale również nie wyobrażałem sobie, że mógłbym nie zareagować.
 Niszczyciel na początku był zaskoczony - nie wiedział, kto przeszkadza mu, kto niszczy jego niecny plan. Spojrzał na mnie, nie poznał jednak chyba od razu, że jestem bóstwem. Mimo to jednak wyciągnął przed siebie rękę z pistoletem i wycelował we mnie.


 Chihaya? To tak na szybko... I jeszcze nie przyzwyczaiłam się do powrotu laptopa :p Jeszcze się rozkręcę xD

niedziela, 20 września 2015

Od Shane'a c.d. Faitana

Zaśmiałem się dość ponuro. Nie było we mnie tyle entuzjazmu co Fei. Jednak wmusiłem na sobie uśmiech i powitałem przybyłych. Nie bardzo ich kojarzyłem.. Zresztą miałem kiepską pamięć do ludzi, których nie widuję często. Tyczy się to też bóstw. Zmierzyłem dziewczynę o tęczowych włosach krytycznym spojrzeniem. Zupełnie jej nie kojarzyłem i zastanawiałem się skąd Feitan ją wytrzasnął. Szczupły chłopak o niebieskich włosach podszedł do mnie szeroko uśmiechnięty i poklepał mnie po ramieniu wołając
-Promyczek! Stary druhu, gdzieś ty się podziewał?-zaśmiał się. Patrzyłem na niego zdziwiony i poirytowany jednocześnie. Nienawidziłem, szczerze nienawidziłem tego przezwiska. Niebieskowłosy widząc moją minę zaśmiał się i powiedział-No coś ty! Nie pamiętasz mnie? To ja! Twój kumpel sprzed tysięcy lat!-zaśmiał się i objął mnie ramieniem. Zerknąłem na niego nie wiedząc co myśleć.-Pamiętasz jak bawiliśmy się w błocie, kiedy mieliśmy po te 200 lat?
Nagle coś zaświtało mi w głowie. Faktycznie pamiętałem takie zabawy z chłopcem o niebieskich włosach. Próbowałem sobie przypomnieć jak ma na imię mój przyjaciel z dzieciństwa. Chyba nikt normalny by nie zapomniał..
-Garry!-powiedziałem nagle, na co niebieskowłosy się rozpromienił.
-No w końcu!-zaśmiał się-Aż tak się zmieniłem?-zapytał i nie czekając na odpowiedz podszedł do tęczowowłosej dziewczyny. Zamienił z nią kilka słów i podeszli do mnie oboje. Dziewczyna uśmiechnęła się i przedstawiła
-Jestem Amy, bóstwo tańca-mrugnęła porozumiewawczo i zakręciła demonstracyjnie biodrami. Uśmiechnąłem się lekko. Nie źle, jak na taką dziewczynę.
-Shane-skinąłem głową z uśmiechem. Cieszyłem się, że się przedstawiła zamiast prawić mi wyrzuty, że jej nie znam.-Wybaczcie na chwilę-powiedziałem i ruszyłem w poszukiwaniu gospodarza zabawy. Znalazłem go w kuchni. Stał przy blacie i coś kroił. Stanąłem obok niego i oparłem się plecami o blat.
-Skąd ty wytrzasnąłeś bóstwo śmiechu?
-Mówisz o tym niebieskowłosym chłopaku?
-Yhy
-Ma się znajomości-zaśmiał się wzruszając ramionami. Zaśmiałem się krótko pod nosem. Cieszyłem się, że Fei zdecydował się urządzić party. Miło było spotkać starego przyjaciela. Garry, bardzo się zmienił. W dzieciństwie był pulpecikiem, a teraz taki szczupły.. No cóż. Te kilkanaście tysięcy lat robi swoje.
-Zostaw już to i chodź się bawić-powiedziałem do Feitana i uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie. Tym razem szczerze.


Fei? Odpisałam w końcu xd wybacz, że tyle to trwało :CCCC

Od Chihayi c.d. Charu

Zacisnęłam dłonie w pięści. Miałam już dość tego wszystkiego. Z chęcią umarłabym nawet w tej chwili. Jednak przed tym musiałam coś zrobić. Coś za co zapłacę w przyszłości, najprawdopodobniej, własnym życiem. Z cichym warknięciem dźwignęłam się na rękach do pozycji siedzącej. Charu patrzył na mnie uważnie. Pewnie uważał, że ledwo żyję. Może i miał rację, ale nie byłam na tyle wykończona by nie myśleć trzeźwo. Zerknęłam na niego kątem oka. Nie wiedział moich oczu kryjących się pod czarną grzywką. To nawet lepiej. Przynajmniej nie wie o czym myślę. Wstałam powoli i stanęłam na prostych nogach. Ułożyłam skrzydła w ten sposób, żebym mogła się na nich trochę podpierać. Spojrzałam na Charlie'go wyczekująco. Natychmiast wstał i stanął na przeciwko mnie. Specjalnie ustawiłam się przodem w stronę portalu.
-Jest jeden sposób byś mi pomógł-powiedziałam wpatrując się w ziemię.
-Jaki?-spytał z zapałem chłopak. Poczułam dziwny ścisk w żołądku. To co chciałam zrobić było nie fair w stosunku do tego jak on się o mnie martwił. Chociaż robiłam to dla jego dobra, więc...
-Nie wracaj tu.-powiedziałam ostro i mocnym kopnięciem w splot słoneczny wrzuciłam Charu w portal. Następnie zablokowałam go na jakiś czas. Miałam nadzieję, że na wystarczająco długo. I, że użyłam odpowiedniego zaklęcia. Możliwe było, że wypowiedział złe słowa. Naukę wyższych bóstw o blokujących zaklęciach pamiętałam jak przez mgłę, więc było to możliwe. Na powrót przybrałam postać bez skrzydeł. Odwróciłam się w stronę lasu. Wiedziałam, że prędzej czy później Niszczyciele mnie znajdą. Liczyłam jednak, że zajmie im to trochę więcej czasu.. Pokręciłam głową, w momencie, w którym rozległ się znajomy huk wystrzału.
-Cholera..-mruknęłam pod nosem i puściłam sie biegiem w przeciwną stronę. W duchu liczyłam jednak, że portal faktycznie został zablokowany. Bo gdybym jednak pomyliła słowa... Wolałam o tym nie myśleć.
Nagle wyłożyłam się jak długa nie mogąc ruszyć nogami. Z jękiem podniosłam sie na łokciach i spojrzałam na swoje nogi. Moje kostki oplatał sznur.
-Co do cholery..?-syknęłam. Trzask gałęzi zwrócił moją uwagę. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam tylko czarne buty, ponieważ zaraz potem oberwałam czymś w głowę i straciłam przytomność.


Charu? Tak na.. Szybko i krótko, nie chce mi sieeeeee .-. cza wrócić do czytania książek ;_; #lektura

piątek, 18 września 2015

Od Charu c.d. Chihayi

 Lecieliśmy jakiś czas nad dachami domów aż w końcu wylądowaliśmy na wzgórzu pod Drzewem Sorcieres. Chihaya upadła ciężko na ziemię, najpierw na kolana, a następnie zupełnie położyła się na trawie, oddychając ciężko. Oparła głowę na ramieniu i zamknęła oczy.
 Przybliżyłem się do niej i usiadłem obok. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Znowu uratowała mi życie i wiedziałem, że to ją powoli wykańcza. Do tego ta trucizna... Uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia co robić. Zacząłem zastanawiać się, czy znam kogoś, kto mógłby nam pomóc. Przypominałem sobie wszystkie bóstwa jakie znałem... Nie, nie miałem nikogo. Nikt nie mógł mi pomóc. Byłam całkiem sam ze wszystkimi problemami. Z umierającą Chihayą. I co miałem zrobić?
 - Chihaya... - powiedziałem cicho, głaskając ją po włosach. Dziewczyna nadal z trudem łapała oddech, wiedziałem jednak, że powoli się już uspokaja. Być może za chwilę będzie się już dobrze czuła, ale to i tak powróci. - Chihaya, jak ja mam Ci pomóc?

Chihaya? Szkoła wykańcza, wybacz długość :/

środa, 16 września 2015

Info (kolejna ;-; )

Wybaczcie mi to opóźnienia, jednak szkoła, brak weny, prace domowe, zadania i zajęcia poza lekcyjne dają się we znaki ;/ Do tego wszystkie dochodzi jeszcze COŚ co zwie, a przynajmniej powinno się zwać, "życiem prywatnym". Które w moim przypadku jest w totalnej rozsypce :3
Postaram się nadgonić zaległości. Tak Fei, Tobie postaram się odpisać do piątku, choć szczerze przyznaję, że nie mam ŻADNEGO, POWTARZAM KOMPLETNIE ŻADNEGO pomysłu na odpisanie Ci :/ Postaram się coś wymyślić, ale nie obiecuję, że będzie to porywające opowiadanie x.x
Mam nadzieję, że nikt nie ma mi tego za złe :C
A Suzusiowi przypominam o odpisaniu Klarze ;3

Pozdrawiam,
Chihaya

Od Chihayi c.d. Charu

Bez zastanowienia skoczyłam w stronę Charu i w ostatniej chwili złapałam go za nadgarstek. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony. Uśmiechnęłam się lekko i próbowałam go wciągnąć na dach. Jednak Bóstwo Pokoju trochę sobie ważyło.. Nagle usłyszałam krzyki. Spojrzałam na sąsiedni dach i zobaczyłam biegnącego po nim ciemnowłosego chłopaka z bronią w ręku. Zacisnęłam zęby, ścisnęłam mocniej rękę Charu i jednym mocnym pociągnięcie wciągnęłam go na dach. Wylądowałam na plecach, a Charlie tuż nade mną. Uśmiechnął się lekko. Nagle usłyszeliśmy huk wystrzału. Zrzuciłam z siebie chłopaka i podniosłam się szybko. Natychmiast przybrałam postać ze skrzydłami. Złapałam Charu za nadgarstki i wzbiłam się wysoko w powietrze, ponad chmury.

Charu? Najkrótsze opowiadanie ever, wiem ;___;

sobota, 12 września 2015

Szablon! + info

Jak widać dostaliśmy nowy piękny szablon, który wykonała dla nas nasza kochana Suzuś! Bardzo Ci za to dziękujemy ^^
Co do czatu. Musiałam go "wychudzić", więc jest jak jest. 
Chciałam Was również przeprosić za ten zastój. Wiecie, coraz wyższa klasa podnosi poprzeczkę, którą, bądź co bądź, trzeba przeskoczyć, a przygotowania zajmują czas. Mam nadzieję, że od teraz wszystko wróci do normy, łącznie z laptopem Klary. 
Chciałabym Was również prosić o zapraszanie nowych członków, by troszkę rozruszać bloga :)

Pozdrawiam, 
Chihaya

Od Charu c.d. Chihayi

Patrzyłem na dziewczynę, która wylądowała bezpiecznie na dachu drugiego budynku. Gdybym ja tak umiał... Ale niestety - jako Bóstwo Pokoju nie miałem zbytnio rozwiniętej sprawności fizycznej.
 - No skacz! - Zawołała Chihaya, wpatrując się we mnie wyczekująco. Wiedziałem, że nie mogę zostawić jej tam samej, trucizna przecież nadal krążyła w jej krwi zagrażając życiu Bóstwa Nocy. Tylko co miałem poradzić na to, że w życiu nie skoczę tak daleko jak ona? Dobrze, jak przemierzyłbym przynajmniej połowę drogi, na więcej nie liczyłem...
 - Nie umiem! - Odpowiedziałem, wzruszając ramionami. Nie mogłem wrócić na dół, tam nadal znajdowali się Niszczyciele, a jak na razie ja nie wybierałem się na drugą stronę. Czemu tutaj nie ma mostu albo jakiejś drabiny? Czemu życie jest tak bardzo skomplikowane?
 - Proszę cię - głos dziewczyny brzmiał niemalże błagalnie. Z daleka jej postać wydawała się taka drobna. W każdej chwili mogło przydarzyć jej się coś złego, ktoś mógł ją zaatakować. Potrzebowała pomocy, opieki... - Nie możesz mnie teraz zostawić! Nie wiem, co mam robić, nie dam rady bez ciebie!
 - Nie zostawię cię, Chihaya - obiecałem, ale nie miałem pojęcia co teraz robić. Co jeśli skoczę nie wystarczająco daleko, spadnę i się zabiję? To na pewno nie uratuje życia Chihayi. A ona nie poradzi sobie sama, tym bardziej, że trucizna w jej krwi cały czas działała. - Czekaj chwilę! Skoczę i liczę na to, że się nie zabiję!
 Oddaliłem się o kilka kroków w tył, żeby jak najbardziej się rozpędzić. Miałem tylko nadzieję, że mi się uda, że jednak nie spadnę na dół i nie zostanie po mnie mokra plama. Hmm... w sumie ciekawe jak wyglądałby świat bez pokoju. Wolałbym jednak tego nie sprawdzać. Clarissa pewnie by się cieszyła, wszędzie mogłaby panować wojna.
 Przygotowałem się do biegu, po czym ruszyłem. Na krawędzi odbiłem się mocno stopami, po czym skoczyłem. Już myślałem, że mi się nie uda, gdy w ostatniej chwili złapałem się dłońmi i wystający gzyms drugiego budynku. Co prawda na razie jakoś się trzymałem, ale wiedziałem, że długo tak nie wytrzymam...

Chihaya? Wybacz, że takie krótkie :( Ja chcę mój laptop spowrotem :'(

piątek, 11 września 2015

Powrót!

Cześć!
 Wiecie iż nie było mnie przez krótki okres czasu, a mianowicie to zepsuł mi się laptop, z którego zawsze piszę opowiadania, naprawiony będzie dopiero we wtorek, dlatego na razie na opowiadania odpowiadam z opóźnieniem, staram się jednak być jako tako obecna na blogu. Musicie jednak wybaczyć, że udzielam się na razie rzadziej niż przedtem.
Pozdrawiam :*
Klara

poniedziałek, 7 września 2015

Od Chihayi c.d. Charu

Spojrzałam na niego twardo. Nie bardzo uśmiechało mi się to, że nie chciał na to pozwolić. Było większe prawdopodobieństwo, że jemu coś się stanie. Jednak byłam świadoma tego, że go nie przekonam. To było oczywiste od początku. Ale chciałam by wiedział z wyprzedzeniem co może się stać. Skinęłam tylko głową. Chłopak wyjrzał przez uchylone drzwi. Po krótkiej chwili pociągnął mnie mocno za sobą prowadząc przez korytarz. Skręciliśmy nagle w jakiś inny korytarz, usłyszałam skrzypienie drzwi i znaleźliśmy się na zewnątrz. Charu nie oglądając się za siebie ciągnął mnie za sobą biegnąc najszybciej jak mógł. Póki co nadążałam za nim, jednak wiedziałam, że długo tak nie pociągnę. Usłyszeliśmy jakieś głosy i krzyki za nami dochodzące jeszcze z budynku. Następnie huk drzwi otwieranych z impetem i tupot kilkunastu ludzi. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam kilkudziesięciu mężczyzn w niebieskich mundurach biegnących za nami z bonią. Chciałam mu o tym powiedzieć, ale w momencie, gdy otworzyłam usta padł strzał, a kula świsnęła gdzieś koło nas. Syknęłam z bólu, kiedy Charlie nagle pociągnął mnie w prawo w jakąś uliczkę.
-Zmieniaj postać, szybko-sapnął. Był trochę zasapany. Przyjrzałam mu się uważniej i natychmiast przemieniłam się w bóstwo, to bez skrzydeł. Charu uczynił to samo. Jego spojrzenie powędrowało ponad moją głową aż do głównej ulicy. Kiedy policjanci minęli uliczkę, w której staliśmy odetchnął z ulgą. Jednak zaraz po tym jego oczy stały się wielkie. Nie wiem czy ze zdziwienia czy przerażenia. Jednym ruchem odepchnął mnie mocno na ścianę. Uderzyłam plecami w kamień i zobaczyłam jak Charu obrywa jakimś zielonym promieniem. Z dużą siłą został odrzucony w tył. Chciałam krzyknąć, lecz w jednym momencie zabrakło mi tchu. Spojrzałam w drugą stronę i zobaczyłam Sylvain'a z wielką bronią w ręku. Splunął w bok i powolnym krokiem zaczął zbliżać się do bóstwa.
-Sprawiasz strasznie dużo problemów-warknął-Trzeba było zabić cię już tam w celi.
Ponownie wymierzył broń z Charu, tym razem z bardzo bliska. Patrzyłam na to szeroko otwartymi oczami z przerażenia. W jednej chwili przed oczami pojawiły mi się obrazy wszystkich martwych dzieci, które w swoim życiu widziałam. Następnie ich uśmiechnięte twarze, a w uszach odbił mi się zbiorowy śmiech. Spuściłam głowę i powiedziałam lodowatym głosem.
-Jeśli tylko pociągniesz za spust to cię zabije.
Poczułam jak oboje patrzą na mnie zdziwieni. Niszczyciel prychnął pogardliwie i ponownie spojrzał na bóstwo Pokoju. Podniosłam się powoli i stanęłam na przeciwko Sylvain'a. Chłopak zaskoczony odwrócił się do mnie przodem.
-Przecież ty miałaś już nie żyć-syknął i wymierzył we mnie lufę wielkiej strzelby. Uśmiechnęłam się pod nosem i podniosłam na niego wzrok. W jego przerażonym spojrzeniu widziałam odbicie swoich płonących na niebiesko oczu. Przełknął nerwowo ślinę i pociągnął za spust. Skoczyłam wysoko w górę unikając ataku. Zrobiłam przewrót w przód w powietrzu i lądując przygwoździłam ciemnowłosego do ziemi. Dla pewności, że szybko nie wstanie sprzedałam mu jeszcze mocnego kopniaka w brzuch. Podeszłam do Charu i pomogłam mu szybko wstać. Zerknęłam kątem oka na Niszczyciela. Długo tak nie poleży. Złapałam chłopaka za rękę i skoczyłam na stertę desek ciągnąć go za sobą. Następnie dobijając się jedną nogą od ściany wskoczyłam na metalowy balkon sąsiedniego budynku. Stamtąd drabina prowadziła prosto na dach. Szybko wciągnęłam tam Charu i rozejrzałam się. Szukałam Góry Magie, gdzie znajdował się portal. Ludzie nie mieli tam wstępu, więc w tej sytuacji było to najbezpieczniejsze miejsce.
-Trzeba będzie troche poskakać-mruknęłam. Chłopak spojrzał na mnie i złapał mnie mocno za ramiona.
-W twoim stanie? Chyba sobie żartujesz!-zawołał. Wyrwałam mu się i odsunęłam.
-A co? Może mi powiesz, że wolisz tych na dole?-prychnęłam. Spojrzałam na swoje zabandażowane udo. Bandaż ów bardzo przeszkadzał mi w swobodnym poruszaniu nogami. Wyciągnęłam z kieszeni małe ostrze i rozcięłam opatrunek.
-Co ty robisz?-spytał Charu. Spojrzałam na niego ponuro. Nagle z dołu doleciały do nas jakieś głosy. Popatrzyłam na Charlie'go.
-To jak? Bawisz się z nimi czy skaczesz ze mną?-nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam biegiem dachem i na jego krańcu skoczyłam najdalej jak potrafiłam. Po chwili bezpiecznie wylądowałam na następnym budynku. Nadal odczuwałam skutki trucizny, co do niej nie zmieniło się nic a nic. Starałam się to jednak ignorować i trzymać siły. Zerknęłam na Charu, który nadal stał w miejscu.


Charu? Beznaaaaadzieja, wiem :C nie umiem akcji pisaaaać >.<

niedziela, 6 września 2015

Od Feitana c.d. Shane'a

- To jest łatwiejsze niż ci się wydaje. - Uśmiechnąłem się pod nosem i uniosłem rękę do góry. Z rękawa koszuli wyleciało kilkanaście małych ptaszków. U nóżek miały kawałek zapisanego papieru. - Chyba zmienię zawód na magika... Nie o tym chciałem, jak się zaprasza to robi się to z klasą. - Odwróciłem się do pana Promyczka i rozejrzałem się. Przydałoby się zajrzeć do jakiś sklepów, w końcu co to party bez jedzenia? Jeszcze miejsce tego party... Wsadziłem ręce do kieszeni i zacząłem szukać czegoś ciekawego. Jest, znalazłem klucze do domu. Nie za często tam bywam, ale trzeba w coś pieniądza zainwestować. Z tego co pamiętam niedaleko niego jest jakiś super-ultra-mega sklep. Czym prędzej ruszyłem, nawet nie zważałem na to czy mój współorganizator idzie, czy nie. Teraz liczyło się by zrobić zakupy w trybie natychmiastowym. W końcu impreza ma się odbyć dzisiaj, a jest już... Późno, zaraz słonko wstanie i zacznie delikatnie ogrzewać nasze poliki. Zadowolony wbiłem do sklepu i wziąłem koszyk na zakupy. Cudowny kolor... Zgniła zieleń, idealny. Dałem wolną rękę Promyczkowi, w końcu ja już jestem trochę nie ogarnięty w tych całych imprezach. Zdam się na jego wybory. Najwyżej to będzie najgorsze party jakiekolwiek kiedy się odbyło. Mężczyzna spokojnie wybrał produkty najwyższej jakości i razem ruszyliśmy w stronę kasy. Chciał już wyciągać swoje oszczędności, zatrzymałem go jednak gestem moich rąk. Z kieszeni wyciągnąłem swój portfel i zapłaciłem. Kiedy wyszliśmy ze sklepu, dziwnie na mnie spojrzał.
- Nie mam pieniędzy na restauracje, zakupy w spożywczaku to co innego - zaśmiałem się.
Poprowadziłem do swojego domku, następnie otworzyłem drzwi. Zdziwiłem się kiedy zauważyłem jaki panował tam bałagan. Po chwili zauważyłem, że mój dobry kumpel jeleń sobie leży na kanapie jak gdyby nigdy nic. Czyli już było tu jakieś party... Tak beze mnie? W moim własnym domu? O nie, dość tego! Odłożyłem zakupy na podłogę. Idąc w stronę jelenia podciągnąłem sobie rękawy koszuli. Następnie chwyciłem zwierza i wyniosłem na dwór. To szybko zrozumiało o co chodzi i pobiegło w stronę lasu. Otrzepując się z niewidzialnego kurzu, kilka razy odchrząknąłem. Shane w końcu zaklaskał w dłonie i powiedział "brawo". Dobrze, że nie musiałem mu tłumaczyć, iż ma mnie pochwalić. W końcu ludzie, którzy są chwaleni pracują lepiej. Machnąłem do niego ręką by poszedł do kuchni, jedzenie samo się nie przygotuje, a ja to wolałbym posprzątać. Do syfu zapraszać innych... Tak nie wypada. Przygotowałem worek na śmieci i zacząłem wszystko zbierać. Na całe szczęście był to sam papier; podarte gazety, rozrzucony papier toaletowy i tak dalej. Zostało tylko poodkurzać i przetrzeć podłogi. Otworzymy okna to i się przewietrzy. Uśmiechnąłem się sam do siebie, byłem zadowolony ze swojego planu. Pan Promyczek uwinął się z przekąskami i przyniósł je do salonu. Po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. Pierwsi goście już są. Oczywiście musieli to być bogowie imprezy, bóstwa czegoś tam. Oni to lubią chodzić na takie party i zaliczają wszystkie po kolei, przynajmniej po jednym razie... Klepnąłem Promyczka po ramieniu i uśmiechnąłem się.
- Zaczyna się nasze party!

Shane?

sobota, 5 września 2015

Od Shane'a c.d. Feitana

Zaśmiałem się pod nosem. Facet mnie po prostu rozwalał. Tym co mówił, jak się ubierał, jak patrzył na innych ludzi. Ogólnie sposobem bycia. Był dokładnie, a przynajmniej w większej części, taki jaki powinienem być ja. Radosny, uśmiechnięty, optymistyczny. A przynajmniej takie wywierał wrażenie na otoczeniu. Zaczęło mnie zastanawiać czy chłopak jest taki w rzeczywistości czy może jednak tylko udaje. Sam dobrze wiedziałem co to znaczy udawać.
-Ty za to zupełnie tutaj nie pasujesz-zaśmiałem się. Im dłużej przebywałem w jego towarzystwie, tym bardziej polepszał mi się humor.-Ale jeśli tak bardzo ci na tym zależy możemy zrobić party-wzruszyłem ramionami. Wstając dodałem-Chociaż wątpię, żeby udało ci się wszystkich ściągnąć.
Poszedłem do lady by zapłacić za posiłek. Trochę mnie to wyniosło, jednak mało mnie to obeszło. Pieniądze to ostatnia rzecz jakiej mi brakowało. Głównie z powodu zawodów, za które uczestnicy dostawali sporą kasę. Jeszcze większą, gdy wygrali, a moja drużyna, można rzec, jest mistrzem. Wróciłem do bóstwa Lasu i wspólnie wyszliśmy z lokalu. Deszcz już nie padał, lecz w powietrzy nadal unosił się jego zapach. Ulice były mokre, odbijały się w nich tylko uliczne latarnie. Ich pomarańczowe światła oświetlały niewielki teren wołku siebie, zmieniając barwę przedmiotów. Naciągnąłem kaptur bardziej na oczy, schowałem ręce do kieszeni bluzy i spytałem.
-Więc jaki masz zamiar ściągnięcia wszystkich na party?-wymawiając ostatnie słowo nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.

Fei? x.x Wybacz, za długość, ale brak jakiegokolwiek pomysłu :'C

Od Charu c.d. Chihayi

Nie mogłem w to uwierzyć. Czy... czy Chihaya właśnie mnie pocałowała? Przecież... nie. Ale nie to w tej chwili było najważniejsze, lecz obietnica, którą na mnie wymusiła. Jak mogła w ogóle prosić mnie o coś takiego?
 Objąłem ją i przyciągnąłem do siebie.
 - Nigdy na to nie pozwolę, słyszysz? - Powiedziałem, cały czas ją przytulając. Przez ten krótki okres czasu, bardzo się do niej przywiązałem, zbliżyliśmy się do siebie, jak niby teraz mógłbym ją stracić? Nie, w żadnym wypadku. Nawet jeśli sam miałbym zginąć.
 - Przecież obiecałeś - przypomniała mi dziewczyna, opierając głowę na moim ramieniu. Zastanawiałem się czy to trucizna ją tak zmieniała, czy naprawdę nie byłem jej obojętny... Miałem nadzieję na to drugie.
 - Cofam wszystkie moje obietnice - odparłem. Gdybym wiedział o co jej chodzi, to nigdy w życiu bym się na to nie zgodził. Ona chyba była całkiem szalona, skoro sądziła, że pozwoliłbym na coś takiego. Prędzej przestanę być Bóstwem Pokoju i zabiję tych, którzy nas tutaj uwięzili.
 - Nie możesz! - Zaprotestowała Chihaya, odsuwając się i patrząc na mnie z wyrzutem. Zauważyłem, że w jej oczach pojawiły się łzy. Pociągnęła smutno nosem, a ja znowu ją objąłem i pocałowałem w czubek głowy.
 - Mogę - stwierdziłem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, szukając czegoś, co mogłoby nam pomóc w wydostaniu się z tego okropnego miejsca. Metalowe rurki,  łomy i inne tego typu rzeczy nie wchodziły w grę - i tak bym nikomu tym nie przyłożył. A Chihaya raczej w tym stanie nie nadawała się do walki. - Idziemy stąd.
 - Co? O czym ty mówisz? - Zdziwiła się patrząc jak podchodzę do drzwi. Uchyliłem je lekko, by się zorientować, czy ktoś nie kręci się po korytarzu. Może przy odrobinie szczęścia uda nam się dotrzeć do wyjścia? Przecież to w końcu my jesteśmy bóstwami, a tamci tylko ludźmi... tak przynajmniej mi się wydaje.
 - Nigdy nie pozwolę ci umrzeć - powiedziałem łapiąc ją za rękę i przyciągając do siebie. Wiedziałem, że teraz biorę za nią odpowiedzialność i muszę się nią zająć, przynajmniej do czasu, kiedy nie znajdziemy odtrutki. A co będzie potem, zobaczymy. - Jasne?

Chihaya? :p Tak bardzo poważnie xD

piątek, 4 września 2015

Od Chihayi c.d. Charu

Czułam jak z każdym krokiem kolana uginają mi się coraz bardziej. Jednak Charu trzymając mnie mocno za rękę ciągnął z uporem za sobą. Wiedziałam, że długo nie pociągnę. Po dowiedzeniu się o truciźnie w moim organizmie chyba bardziej zaczęłam odczuwać jej skutki. Pokonaliśmy kolejny zakręt i nagle chłopak wciągnął mnie do jakiegoś pokoju. Zaraz na wejściu potknęłam się o coś i runęłam prosto na niego. Charlie w ostatniej chwili mnie złapał, postawił do pionu i nakazał ciszę. Przez chwilę staliśmy w zupełnej ciszy, choć mnie zdawało się, że wokół nas coś wciąż szumi i buczy. Oparłam głowę o ramię Charu i westchnęłam cicho. Po dłuższej chwili spytał cichym głosem
-W porządku?
Skinęłam tylko głową. Gdyby pytał mnie o to ktoś inny to pewnie powiedziałabym mu prawdę. Że sama nie wiem czy mi zimno, czy może raczej gorąco. Że ledwo trzymam się na nogach, że w uszach słyszę dudnienie własnego serca, lecz gdy tylko przykładam dłoń w jego miejscu nie czuję zupełnie nic. Że to głupie uczucie braku tchu i płuc pełnych powietrza znowu powróciło. Kiedy przeszła mnie fala dziwnego bólu, warknęłam pod nosem i wbiłam paznokcie w ręce chłopaka. Ten syknął tylko i szepnął.
-Przecież widzę..
Chyba mówił coś jeszcze, ale nie usłyszałam. Miałam wrażenie, że wszystko dookoła mnie znika, a ja lecę do tyłu i spadam w czarną otchłań. Otaczała mnie pusta ciemność, zaciskając swoje macki na całym moim ciele. Kiedy jedna z nich zaciska się na moim gardle zupełnie tracę przytomność.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siedzę w jakiejś ciemni. Tylko na mnie pada struga słabego światła. Ostro przeklinam pod nosem wpatrując się w pustą przestrzeń. "Co jest z tobą do cholery?"-pytam siebie po raz któryś. "Wylegujesz się nieprzytomna jak księżniczka, kiedy w każdej chwili to jego pierdolonego pokoju ktoś może wejść i zabić ciebie i Charu!". Wydzieram się na siebie od dobrych 10 minut. Jednak nie przynosi to żadnego skutku. Przewracam oczami, warcząc pod nosem i kładę się na.. Na czymś na czym jeszcze przed chwilą siedziałam. Zaczęłam zastanawiać się nad tym co wydarzyło się do tej pory. Przede wszystkim zbliżyłam się do Charu. Natychmiast spojrzałam w bok. Jakoś tak odruchowo. Nie to, że miałam coś do niego. Po prostu.. Uhhh. Sama nie wiem. Wtem usłyszałam czyjś głos, jakby z oddali, wołający moje imię. Czy to był..? Niemożliwe..

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą twarz Charu. Zamiana miejsc, co? Przyglądał mi się uważnie. Nie bardzo wiedziałam co wyraża jego mina czy spojrzenie. Miałam mętlik w głowie, którego nie potrafiłam ogarnąć. Zamrugałam kilka razy i podniosłam się do siadu. Chłopak westchnął ciężko.
-Nie strasz mnie tak więcej-poczułam jak jego dłoń spoczywa na moim ramieniu. Zerknęłam na niego przez ramię i odsunęłam się trochę. Nadal odczuwałam skutki trucizny, ale jakoś słabiej. Tak samo było poprzednim razem, gdy straciłam przytomność. Czyli, że mały wysiłek i znowu opadnę z sił i zemdleję? To ma być takie błędne koło, aż się wykończę? Modliłam się, żeby to jednak było kłamstwo. Powoli się podniosłam, Charlie uczynił to samo. Dopiero teraz zauważyłam, że byliśmy w jakimś składziku bez okien. Nawet nie wierzyłam, że jeszcze nas nie znaleźli. 
-Obiecaj mi coś.-powiedziałam twardo. To naprawdę ja? Teraz mój głos był trochę bardziej podobny do mnie, jednak dla mnie nadal brzmiał bardzo obco. 
-No nie wiem..-mruknął Charu. Odwróciłam się do niego i zobaczyłam, że z uwagą mi się przygląda, a ręce ma spleciona na piersiach. Podeszłam do niego.
-Masz mi to obiecać.-upierałam się. "Jesteś pewna, że tego chcesz?" spytałam siebie w myślach. Nie było już możliwości odwrotu. 
-No co?
-Najpierw obiecaj.
-Okey, okey.. Obiecuję. 
-Właśnie mi obiecałeś-uśmiechnęłam się lekko pod nosem-że jeśli będzie taka potrzeba, to po prostu pozwolisz by mnie zabili. 
Charu już otworzył buzię, żeby się wydrzeć, ale zakryłam mu usta dłonią. Stanęłam na palcach zbliżając się do niego jeszcze bardziej. 
-Pamiętaj, że obiecałeś..-mruknęłam, odsłoniłam jego usta i delikatnie go w nie pocałowałam.


Charu? xDDDD Takie lofffki :'D 

czwartek, 3 września 2015

Od Charu c.d. Chihayi

Nagle wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Ci ludzie chcieli zabić Chihayę.  To dlatego  ostatnio się tak źle czuła - w jej krwi była trucizna. I dlatego jeden z policjantów przyłożył mi, gdy chcieli zabrać tylko ją. Ja nie byłem im potrzebny... No bo po co komu Bóstwo Pokoju? Nie wyglądali mi oni na specjalnie ugodowych. Nie znałem jednak sedna sprawy - czemu chcą ją zabić, co ona takiego im zrobiła?
 - Co robimy? - Zapytała drżącym głosem dziewczyna. Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć, nie miałem żadnego pomysłu. Co najgorsze, zdawałem sobie sprawę, że ona może umrzeć, że trucizna cały czas działa... Musiałem ją uratować.
 - Nie wiem... - odpowiedziałem, wzruszając ramionami. Gdybym tak był Bóstwem Wojny, a jestem tylko... Zaraz, przecież jestem Bóstwem Pokoju. Mogę użyć swojej mocy i przekonać strażnika, by nas wypuścił. - Chyba mam pomysł. Zaraz stąd wyjdziemy, nie martw się.
 - Jak? - Zaciekawiła się Chihaya, ale ja już się nie odezwałem, gdyż miałem świadomość, iż zorientuje się, jakie mam zamiary. Podszedłem do krat, zastanawiając się jak zacząć konwersację. Nie chciałem od razu wzbudzić podejrzeń.
- Hej, ty! - Zawołałem do mężczyzny, który siedział przy biurku. Spojrzał na mnie lekceważąco. W międzyczasie dziewczyna zbliżyła się do mnie i złapała mnie za rękę. Nie wiem, czy chciała mnie powstrzymać, czy dodać otuchy. - Podejdź tutaj! Szybko!
 - Co? Po co? - Zdziwił się, ale miałem wrażenie, że już zaczął ulegać. Powoli przestawał być wrogo do nas nastawiony, jeszcze tylko chwila, a otworzy zamek i wyjdziemy na wolność. Będziemy musieli uciec, zanim moja moc przestanie działać. Miałem tylko nadzieję, że nie ma przy sobie pistoletu.
 - Słuchaj, nie mógłbyś nas wypuścić? - Zaproponowałem, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. Ten powoli wstał z krzesła, wyjął z kieszeni pęk kluczy i podszedł do kraty. Wahał się jednak jeszcze przez chwilę... - Przecież nic ci nie zrobiliśmy, prawda? Nawet nas lubisz.
 - Prawda - zgodził się i przekręcił zamek. Pociągnąłem za sobą Chihayę i popychając drzwi wybiegliśmy z pomieszczenia. Zaczęliśmy biec korytarzem, słysząc, że policjant nie jest już pod działaniem "uroku" i właśnie nas goni. Tymczasem czułem, że moja towarzyszka zwalnia coraz bardziej...

Chihaya? :p

Od Chihayi c.d. Charu

Automatycznie spojrzałam morderczym wzrokiem na pielęgniarkę, która natychmiast się zatrzymała.
-Ale doktorze..-za jąkała się kobieta. Mężczyzna spojrzał na mnie i uśmiechnął się podejrzliwie.
-Spokojnie. Ona nie będzie już sprawiać problemów.
W jednej chwili przed oczami zrobiło mi się zupełnie ciemno. Usłyszałam tylko trzask drzwi, a potem krótki śmiech. Następnie Charu warknął coś pod nosem, a ja osunęłam się na ziemię tracąc przytomność.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siedziałam oparta o jakieś drzewo, które oplatało mnie swoimi korzeniami. Dookoła skakały białe zajączki, ze świecącymi się czerwonymi oczyma. Co jakiś czas jedno ze zwierzątek skakało mi na udo, co zadawało mi straszny ból.
Nagle otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą szarą ścianę. Rozejrzałam się. Trzy szare ściany i stalowe kraty, a za nimi facet w niebieskim siedzący za biurkiem. Byłam w celi? Spojrzałam w dół. To co wcześniej wydawało mi się korzeniami drzewa było w rzeczywistości ramionami Charu. Pokręciłam głową, żeby się otrząsnąć. Zrobiłam to za szybko, bo coś aż zadźwięczało mi w uchu. Warknęłam pod nosem.
-Obudziłaś się?-spytał chłopak i rozluźnił uścisk. Miałam ochotę odwarknąć mu coś równie głupiego jak to jego pytanie, ale powstrzymałam się. Zerknęłam na swoją nogę. Była zabandażowana i nie bolała. Ale oprócz tego chyba nic więcej mi nie zrobili.
-Jak się czujesz?
Odwróciłam się do niego. Miał podbite prawe oko.
-A tobie co się stało?-spytałam zszokowana. Przecież Charu był bóstwem Pokoju, niemożliwe, żeby wdał się w bójkę. Chłopak wzruszył tylko ramionami i powtórzył pytanie.
-Czy ja wiem..-zamyśliłam się na moment.-Co my tu właściwie robimy?
-Pamiętasz jak lekarz kazał zadzwonić po policję?-skinęłam głową-To zadzwonili. A policjanci natychmiast nas tu wpakowali-ponownie wzruszył ramionami. Zmrużyłam oczy i przyjrzałam mu się uważniej. Brakowało mi jakiegoś kawałka historii, jednak nie bardzo zwróciłam na to uwagę. Spojrzałam na faceta w niebieskim przy biurku.
-Mogę wyjść?-spytałam ponuro. Mężczyzna spojrzał na mnie, zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
-Ale ja chce-warknęłam mrużąc oczy. Nie podobało mi się siedzenie w zamknięciu. Zwłaszcza, że miałam co do tego złe przeczucia.
-Śliczna, gdyby wychodził stąd każdy kto by tego chciał to ja nie miałbym pracy-zaśmiał się. Nagle drzwi obok biurka otworzyły się i wyszedł z nich wysoki chłopak o czarnych włosach i ciemnych oczach. Zdawało mi się, że skądś go kojarzyłam.. Spojrzał na nas i uśmiechnął się.
-Dobra robota-zwrócił się do policjanta i podszedł do krat. Momentalnie się podniosłam.
-Witam drogą, Chihayię..-powiedział ściszonym głosem. Otworzyłam szerzej oczy. Chłopak się zaśmiał.-Tak to ja. Dobrze mnie poznajesz.. Podoba ci się zabawa z trucizną?
-Hę?
-Pamiętasz martwego dzieciaka z ciemnej uliczki? W jego krwi była trucizna.. Bardzo szybko rozeszła się po twoim organizmie, jednak.. Plan był taki, że masz od niej umrzeć, pod postacią człowieka-skrzywił się-Jesteś silniejsza niż zakładaliśmy. Jednak bóstwu Wojny czy Chaosu nie dorastasz do pięt. Ale jesteś silna jak na.. Byle bóstwo.
Wpatrywałam się w niego wściekła. Ciemnooki spojrzał w dół na Charu.
-A ty jak na bóstwo Pokoju sprawiasz strasznie dużo problemów. Ale nie martwcie się.. Już za niedługo was stąd wyciągniemy-mrugnął do mnie z wrednym uśmieszkiem i odszedł znikając za drzwiami. Spojrzałam na Charu nie bardzo wiedząc co powiedzieć.

Charu? xd

środa, 2 września 2015

Od Charu c.d. Chihayi

Przytulałem przez dłuższą chwilę Chihayę, aż poczułem, że pod dziewczyną lekko uginają się kolana. Odsunąłem ja od siebie i zauważyłem, że nadal nie jest opatrzona. Wtedy naprawdę się zdenerwowałem. Czemu to ja siedziałem w gabinecie, a nie ona?
 - Dlaczego się nią nie zajęliście? - Zapytałem, wstając z krzesła i sadzając na nim Bóstwo Nocy. Czułem się już całkiem dobrze, a co najważniejsze, nie kręciło mi się w głowie. Bardzo dobrze, bo wiedziałem, że za niedługo będziemy musieli opuścić szpital. A wtedy to ja przejmę opiekę nad całą wyprawą i już nigdy nie pozwolę walczyć mojej towarzyszce. - Nie widzicie, że jest ranna?
 - A... ale - zająknął się lekarz, patrząc na nas jak na zjawy z zaświatów. Szczerze mówiąc mało pamiętałem z tego, co się działo zanim trafiłem do gabinetu zabiegowego, dlatego nie rozumiałem zdziwienia doktora. - Przecież ta dziewczyna kazała...
 - Co mnie to obchodzi? - Zawołałem, patrząc na Chihayę wzrokiem, który mówił "Dlaczego to zrobiłaś?". Nie rozumiałem jej, ani tego dlaczego tak się o mnie martwiła, skoro jeszcze niedawno mówiła, że mnie nienawidzi. Ja to od początku... od początku ją lubiłem. - Macie się nią zająć, natychmiast, bo was podam do sądu!
 - Już dobrze - zgodził się mężczyzna, który widocznie chciał uniknąć kłopotów. Podszedł do dziewczyny i zaczął oglądać jej ranę, ja natomiast stałem z boku z rękami założonymi na piersi. Najbardziej zależało mi na tym, aby to jej pomogli, średnio obchodziło mnie własne zdrowie. - Musimy jednak jeszcze poinformować waszych rodziców...
 - Tylko, że my... - zaczęła Chihaya, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem, tak jakbym to ja mógł cos wymyślić. Wiedziałem, że problemy nas nie ominą... I co ja teraz mam zrobić? No cóż, może coś przyjdzie mi do głowy.
 - Co? Uciekliście z domu? - Spytał z satysfakcją w głosie lekarz. Miałbym ochotę mu przyłożyć, gdyby nie to, że jestem Bóstwem Pokoju. Może jakoś pokojowo właśnie rozwiążemy tę sprawę? Przecież nie możemy go pobić.
 - Przepraszam pana, ale ja jestem pełnoletni, więc nie jestem już pod opieką rodziców - odparłem. W końcu miałem te dwadzieścia jeden lat... Tysiące możemy pominąć. Jedynie z Chihayą mógł być kłopot...
 - Ty? Pełnoletni? - Doktor spojrzał na mnie z kpiną. No jasne, zapomniałem, że wyglądam na gówniarza z gimnazjum. Czy to moja wina? Przecież nie mogłem mu powiedzieć, że jestem Bóstwem Pokoju i to dlatego...
 - Tak, mam dwadzieścia jeden lat - warknąłem. W ostateczności miałem zamiar użyć swojej mocy, żeby przekonać go iż chce z nami zgody i wypuści nas po prostu, ale nie chciałem tego robić przy świadkach, a w gabinecie były jeszcze dwie pielęgniarki.
 - Nie żartuj - zaśmiał się gromko lekarz, wbijając strzykawkę z jakimś lekiem w udo Chihayi, a dziewczyna skrzywiła się. Miałem wielką ochotę ją przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, ale nie mogłem przerywać dyskusji z mężczyzną. - Już prędzej przypuszczałbym, że to twoja koleżanka osiągnęła już wiek dorosłości. Siostro - zawołał do jednej z kobiet. - Proszę zadzwonić na policję i powiedzieć, że mamy tutaj dwóch włóczęgów.

Chihaya? :/ Wiem, że okropne ;_;

Od Chihayi c.d. Charu

Chłopak kiwnął się lekko do tyłu. Złapałam go za ramiona i przytuliłam policzek do jego skroni. Przymknęłam oczy, po czym podniosłam się ciągnąc za sobą Charu. Widziałam, że jest z nim coraz gorzej. I coraz bardziej mnie to martwiło. Zigorowałam nawet swój głos, ból i wszystko inne. Teraz najważniejsze było by dojść jakoś do szpitala. Chociaż trafniejszym słowem byłoby doczłapanie się. Kiedy oboje stanęliśmy już na nogi Charu popatrzył na mnie nieco zdziwiony, ale po chwili przymknął oczy. Znowu mu się zakręciło w głowie. Przyjrzałam mu się uważnie. Nie wyglądał dobrze, choć ja pewnie lepiej nie wyglądałam. Zacisnęłam mocno zęby i odwróciłam się w przeciwną stronę. Charlie, chyba nie do końca świadomie, oparł się o mnie. Kolana lekko się pode mną ugięły, jednak z trudem je wyprostowałam. Czułam jak ból w ranie narasta, lecz musiałam go zignorować. Jeśli cokolwiek stało by się.. Cokolwiek.. Pokręciłam głową by odepchnąć niemiłe myśli. Zaczęliśmy powoli iść przed siebie w poszukiwaniu szpitala. Nie znałam tej okolicy, bywałam tu naprawdę rzadko, a szpital był na ostatnim miejscu, którego bym szukała. Ludzie, którzy nas mijali przyglądali nam się ze zdziwieniem lub niesmakiem. Każdego z nich gromiłam wzrokiem w myślach wyzywając ich od najgorszych. Musiałam przyznać, że przeklinanie w jakiś dziwny sposób łagodziło ból. Z każdym kolejnym krokiem utykałam coraz mniej albo po prostu tylko mi się wydawało. Zatrzymaliśmy się nagle, kiedy przed moimi nogami stanął jakiś chłopak. Spojrzałam na niego zaskoczona. Spod czarnej czupryny obserwowały nas, bez jakiegokolwiek wyrazu, szare oczy. Zmroziłam go spojrzeniem i chciałam wyminąć, jednak skutecznie zastąpił mi drogę. Posłałam mu wkurzone spojrzenie, a on tylko skinął w lewo. Podążyłam wzrokiem za skinięciem głowy i ujrzałam wielki biały budynek. Na dachu wielkimi literami pisało "SZPITAL PUBLICZNY". Jak mogłam go nie zauważyć?! Westchnęłam i spojrzałam na chłopaka przed siebie. A raczej w miejsce, w którym wcześniej stał, ponieważ czarno włosy rozpłynął się w powietrzu. Zamrugała kilka razy dla pewności, że chłopaka nie ma i skręciłam w stronę szpitala. Za bardzo się zamyśliłam. Gdyby nie ten nieznajomy to pewnie wędrowalibyśmy po mieście jeszcze długo.
Kiedy wchodziliśmy po schodach miałam wrażenie, że zaraz spadniemy do tyłu w jakąś otchłań albo do przodu w wielką czarną dziurę. Z tego co się zorientowałam Charu był ledwo przytomny. Jakaś starsza kobieta otworzyła nam drzwi do wnętrza budynku. Podziękowałam jej sapnięciem i spojrzałam na faceta w białym fartuchu, który stał przy recepcji. Spojrzał na nas zdziwiony i już miał odwrócić wzrok, kiedy posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. Przewracając oczami mężczyzna podszedł do nas mierząc nas uważnie spojrzeniem.
-Co się stało?-spytał.
-Uderzył głową w kamień. Ma rozciętą skroń, jest ledwo przytomny, niech pan mu pomoże-z każdym słowem napięcie w moim głosie coraz bardziej narastało.
-Widzę ty też nieźle się urządziłaś-mruknął-Masz całą nogę we krwi. Skąd wracacie? Z imprezy?
-Pan się zamknie i mu pomoże czy mam pana w dupę kopnąć?!-wydarłam się na cały szpital. Wszyscy z poczekalni spojrzeli na nas. Lekarz spalił się ze wstydu i przywołał do siebie dwie pielęgniarki. Jedna z nich razem z doktorem zabrali Charu, a mnie chciała przytrzymać ta druga paniusia w zieleni.
-Zostaw mnie-warknęłam do niej-Jemu pomóż, a mnie zostaw w spokoju, bo wylecisz przez okno.
Na te słowa kobieta się spłoszyła i szybkim krokiem podążyła za lekarzem. Z westchnieniem usiadłam na jednym z krzeseł. Będzie potem całe we krwi, ale to ich problem.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Po około godzinie jedna z pielęgniarek zawołała mnie do pokoju. Kiedy minęłam szklane drzwi zobaczyłam siedzącego na krześle Charu. Skoczyłam w jego stronę ignorując przeszywający mnie ból i wszystkie inne uczucia. Cieszyłam się, że nic mu nie jest. Przytuliłam go mocno, prawie przewracając go na ziemię. Miał zaklejoną ranę, ale wyglądał dużo lepiej niż wcześniej. I chyba nawet tak się czuł.
-Wszystko z nim w porządku. Podaliśmy już leki przeciw bólowe i inne potrzebne leki. Będzie wszystko dobrze-mówiąc to przewracał jakieś kartki, a ja nadal przytulałam się do chłopaka. Lekarz po chwili odchrząknął, a ja mocniej ścisnęłam Charu czując, że do oczu napływają mi łzy.


Charu? .-. Do duuuu...yyy :C

Od Charu c.d. Chihayi

Patrzyłem zaskoczony na Chihayę. Nie rozumiałem jej zachowania. Z jednej strony była taka bardziej... czuła? A z drugiej dalej zachowywała się irracjonalnie. Przecież chciałem dla niej dobrze, powinien zobaczyć ją lekarz. Coś mi w niej nie pasowało. Nie wiedziałem tylko co, ale na pewno z jej zdrowiem było coś nie tak. Może dlatego właśnie zaczęła zachowywać się wobec mnie tak, jakbym przestał być jej wrogiem? Nie mogłem uwierzyć w to, że naprawdę się o mnie martwi, a nie wrzeszczy po mnie jak dawniej.
 Poczułem, że znowu kręci mi się w głowie, dlatego usiadłem na ziemi obok dziewczyny.
 - Proszę cię, nie dyskutuj ze mną - powiedziałem do niej, dotykając palcami mojej rany. Znowu zaczęła krwawić. Sam powinienem udać się do szpitala. jeśli nadal miałem być towarzyszem Bóstwa Nocy. Nie wiedziałem jak długo jeszcze tak pociągnę, a nie chciałem by została sama, gdyby mnie coś się stało.
 - A... ale ja... - Chihaya chciała coś powiedzieć, chyba miała nadal zamiar się ze mną kłócić, ale nie wiem czemu tego nie zrobiła. Przysunęła się do mnie i odgarnęła mi włosy z czoła, patrząc na skaleczenie. - Dobra, pójdziemy do szpitala, ale najpierw ci to oczyszczę.
 - Co? Nie, nie trzeba - odpowiedziałem, po czym chciałem wstać, ale dziewczyna przytrzymała mnie za rękaw koszuli. Następnie wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i zamoczyła ją w strumieniu, który płynął nieopodal. - Naprawdę...
 - Och, cicho już bądź - westchnęła Chihaya, po czym przyłożyła wilgotny kawałek materiału do mojej rany. Na początku ból tylko się spotęgował, dlatego syknąłem cicho, ale po chwili poczułem ulgę.
 - Dziękuję - powiedziałem do dziewczyny uśmiechając się. Popatrzyłem na nią i nasz wzrok się spotkał. Dopiero wtedy ujrzałem, że jest coś nie tak z jej oczami. Były takie jakieś za bardzo czerwone, jakby przekrwione. Nieźle mnie to przeraziło. - Dobrze się czujesz?
 - O tyle o ile - odparła lekko. Do tego ten jej głos, brzmiał jakby to nie ona mówiła. Złapałem ją za rękę i przysunąłem się jeszcze bliżej, by upewnić się, iż to nie ja mam przywidzenia. Ostatnimi czasy byliśmy coraz bliżej siebie... w sensie dosłownym. - Dlaczego pytasz?
 - Bo... twoje oczy... są takie jakieś inne- odpowiedziałem, czując, że znowu kręci mi się w głowie.

Chihaya? Przepraszam, ale wiesz... pierwsze lekcje dzisiaj :/ I wybacz, że takie krótkie ;_;

wtorek, 1 września 2015

Od Chihayi c.d. Charu

Milcząc pozwoliłam mu znowu wziąźć się na ręce. Ponownie oparłam brode na jego ramieniu i patrzyłam na to co mijaliśmy. W większości były to kamienie, jakaś ziemia i.. Kamienie. Po dwóch walkach z kamiennymi potworami zaczynałam mieć dość kamieni. Po dłuższej chwili zaczęłam uderzać głową w głowe Charu. Przez chwile znosił to w milczeniu, ale w końcu syknął i zapytał
-Musisz uderzać mnie w rane?
Zdziwiona spojrzałam na niego. Faktycznie uderzałam go w rozciętą skroń. Skrzywiłam się.
-Przepraszam..-mruknęłam cicho. Albo zgłupiałam do granic możliwości, albo zaczynałam tracić świadomość. 
-W porządku-odparł. Było to do przewidzenia, w końcu to bóstwo Pokoju. Pomimo to uśmiechnęłam się lekko pod nosem i na powrót oparłam głowe na jego ramieniu. Powieki zaczynały mi ciążyć. Nie mogłam sobie pozwolić zasnąć. Nie kiedy Charu mnie niesie. Postanowiłam, więc pośpiewać coś. Starałam sobie przypomnieć jakąkolwiek piosenkę, jednak na darmo. W głowie miałam tylko jakieś rozmazane obrazy, niewyraźne myśli i szum. Zaczęłam mruczeć coś pod nosem. Sama nie do końca wiedziałam co, ale coś mruczałam. Po dłuuuuugiej chwili z mojego mruczenia wywnioskowałam jedno. Były to słowa.. A raczej "słowa" pewnej piosenki o skrytej miłości. Pamiętałam słowa, lecz rytmu czy muzyki za nic nie potrafiłam sobie przypomnieć. W końcu umilkłam i zorientowałam się, że zbliżamy się do granicy lasu okalającego góre.
-Może powinniśmy przybrać postać ludzi, co?-zapytałam. Mój głos brzmiał... Obco. Jakbym to nie ja mówiła. Bardzo skakał po tonach. Kiedy o tym pomyślałam uświadomiłam sobie, że przecież w ten sposób moge zrobić krzywde Charu lub komuś innemu. A.przecież tego nie chce.. Przytuliłam się mocniej do chłopaka.
-Tak, masz racje-mruknął. Chyba był troche zdziwiony tym, że go przytuliłam. W końcu to nie było podobne do "mnie". Przynajmniej do tej mnie, którą poznał Charlie. W tej samem chwili przybraliśmy ludzką postać i wyszliśmy z lasu. Znaczy on wyszedł, a ja zostałam wyniesiona.
-Teraz znaleźć szpital..-mruknął do siebie. Natychmiast zesztywniałam.
-Szpitał? Ale ja nie chce do szpitala!-zawołałam wyrywając mu się gwałtownie. Chłopak nie był.na to przygotowany, więc spadłam na ziemie. Spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni. Chciałam wstać i uciec, ale nie miałam na tyle sił. Co się ze mną dzieje?

Charu? Wybacz, ale pisane na fonie ;-; stąd długość i orta ;c

Od Charu c.d. Chihayi

Podniosłem się z ziemi i momentalnie zakręciło mi się w głowie. Oparłem się o stojące obok drzewo, po czym dotknąłem palcami miejsca na skroni, które cały czas zasłonięte miałem włosami. Wyciągnąłem dłoń przed siebie i ujrzałem na niej krew. No pięknie. Musiałem walnąć w jakiś kamień, gdy koziołkowaliśmy z góry. Poczułam jak strużka ciepłej cieczy spływa mi po policzku.
 - Jesteś ranny! - Zawołała z lekkim przestrachem Chihaya. Ja jednak nie zbyt się tym przejąłem. Przecież nie pierwszy raz w życiu obrywałem w głowę. Po spotkaniach z Clarissą zawsze wychodziłem poturbowany. Ale jakoś za każdym razem szybko się z tego wylizywałem.
 - A tam - machnąłem lekceważąco ręką, rozglądając się po okolicy. Musiałem zaprowadzić dziewczynę do najbliższego szpitala, choćby nie wiem co się działo. Wiedziałem, że jest z nią coraz gorzej. Była o wiele bledsza niż przed kolejną walką z Crystalveursem.
 - Nie "a tam!" - zaprzeczyła z lekkim uporem. Znowu zaczynała zachowywać się jak Chihaya, którą poznałem. Ucieszyłem się, że jest w niej nadal siła do sprzeczania się ze mną. Nie było z nią jeszcze do końca źle. Przynajmniej tyle dobrze. - A jak umrzesz?
 - Nie umrę - odpowiedziałem, uśmiechając się do niej lekko. Podszedłem do niej i znowu chciałem wziąć ją na ręce, ale dziewczyna odskoczyła ode mnie, nie pozwalając się nawet dotknąć. Jak za starych, dobrych czasów... Nie powiem, żeby mi tego brakowało.
 - Zwariowałeś? Mogę iść sama - stwierdziła i ruszyła przed siebie, z każdym krokiem kulejąc coraz bardziej. Wiedziałem, że nie ujdzie nawet dwudziestu metrów, jak się przewróci. Miałem rację, w pewnym momencie zachwiała się i by upadła, ale wtedy podbiegłem do niej i ją złapałem.
 - Może jednak mi ustąpisz? - Zapytałem, cały czas trzymając ją blisko siebie. Była chyba zbyt słaba, by znowu mi się wyrywać i dobrze. Nie miałbym chyba siły dalej za nią biegać. Chociaż i tak bym to robił, bez względu na wszystko.
 - A jak zemdlejesz? Nie jestem znowu taka lekka - zakpiła Chihaya. Jak dla mnie była leciutka jak piórko, miałem jednak nadzieję, że nie zakręci mi się znowu w głowie, gdy będę ją niósł. Nie chciałbym, żebyśmy w dwójkę wylądowali w jakimś rowie.
 - Chihaya... nie wymyślaj już - odparłem, po czym znowu wziąłem ją na ręce.

Chihaya? Beznadziejne, wiem -_- I to Ty mówisz, że nie masz pomysłów ;)

Od Chihayi c.d. Charu

Szeroko otwartymi oczami patrzyłam na Charu nie mogąc wykrztusić ani słowa. Dlaczego to robił? Przecież..
-Mogę sama iść..-mruknęłam.
-Daj spokój. Nie uszłaś nawet jednego kroku-przewrócił oczami. Miał racje. Noga na bardzo mnie bolała i znowu traciłam dech. Oparłam brodę na jego ramieniu i patrzyłam na szczątki potwora.
-Więc gdzie mnie niesiesz?-spytałam cicho. Byliśmy zdecydowanie za blisko, ale... Było to dość miłe uczucie.
-Do kogoś kto cie zbada-powiedział-Z tą nogą i.. Tym wszystkim innym.
-Ale ze mną wszystko w porządku!-zawołałam próbując mu się wyrwać. Jak na bóstwo Pokoju mocno mnie trzymał. Nagle oboje zamarliśmy słysząc za nami charakterystyczny szmer.
-Tylko nie teraz-mruknął chłopak. Wbiłam mu paznokcie w ramiona krzycząc
-Puść mnie!
-Nie!
-Chcesz, żebyśmy zginęli oboje?!-popatrzyłam mu prosto w oczy. Chyba po raz pierwszy bez złości. Teraz byłam raczej.. Przestraszona i zmartwiona. Charu przez chwilę milczał, a następnie postawił mnie na ziemi. Kiedy tylko chłopak mnie puścił przybrałam postać wielkiego czarnego wilka. Kątem oka widziałam, że Charlie odsunął się o krok. Nie dziwiłam mu się, w końcu sięgałam mu aż do pasa. Z cichym warknięciem wrzuciłam go sobie na grzbiet i szybkim biegiem, na trzech łapach,  ruszyłam do najbliższego portalu. Szybkim skokiem wskoczyłam w niego. Wylecieliśmy na Górze Magie. Ja na powrót przybrałam ludzką postać. Potknęłam się o jakiś kamień i oboje przekoziołkowaliśmy kilkanaście metrów. Spojrzałam w niebo. Kręciło mi się w głowie, ale jakoś zdołałam się podnieść na kolana. Rozejrzałam się za Charu. nagle zobaczyłam go leżącego jakiś kawałek dalej. Zdawało mi się, czy koło niego była krew? Na tą myśl natychmiast się podniosłam i kulejąc podeszłam do niego. Usiadłam obok i przyjrzałam się jego twarzy. Nie chciałam popełniać tego samego błędu co wcześniej, ale..
-Charu..?-spytałam cicho i dźgnęłam go lekko w policzek. Od razu otworzył oczy i spojrzał na mnie.
-Cała jesteś?-zapytał unosząc się powoli na łokciu.
-Mógłbyś czasem pytać o coś innego-odwróciłam wzrok-A ty? Cały jesteś? Nie przewidziałam, że wraz z przekroczeniem portalu zmienię postać..-skrzywiłam się obwiniając się za to.
-Tak.. Raczej tak. Choć coś czuje, że kiedyś nie wyjdę żywy z takiej przygody-zaśmiał się bez humoru. Spiorunowałam go wzrokiem. "Nawet nie waż się tak mówić" powiedziałam w myślach. Zerknęłam na niego by się upewnić, że nic mu nie jest. Wyglądało na to, że nie, ale dobrze wiedziałam, że nie musi być nic widać.


Charu? Brak pomysłu :C I nie tak cudowne jak Twoje *-*

Od Clarissy c.d. Suzushikujo

Weszłam za Suzu do kuchni. Bezczelność tej dziewczyny nie miała granic. Jakim prawem wchodziła do domku, skoro zobaczyła, że jest już zajęty i to przeze mnie? Miałam zamiar ją stąd wykurzyć i to jak najszybciej. Nikt nie ma prawa wchodzić na moje terytorium bez pozwolenia. Pomińmy fakt, iż nikt nigdy takiego pozwolenia by nie uzyskał.
 - Co tu robisz? - Warknęłam wściekła. Stanęłam przed nią i wyjęłam jej szklankę z ręki, stawiając ją z impetem na blacie. Suzushikujo spojrzała na mnie zaskoczona, a ja spiorunowałam ją wzrokiem. Miałam ochotę złapać ją za frak i wyrzucić za drzwi. Zresztą wiedziałam, że prędzej, czy później to zrobię. - Wyjdź!
 - Co? O co ci chodzi? - Zawołała zirytowana dziewczyna. No jasne - ona nie wie o co mi chodzi! Bo wcale nie wie kim jestem, prawda? I że wystarczy jeden mój ruch, by już nigdy nie ujrzała światła słonecznego. Jeśli nie wyjdzie stąd w przeciągu pięciu minut, to za niedługo będzie wąchała kwiatki od dołu.
 - Wynoś się stąd - syknęłam, powoli cedząc słowa. Rzadko przebywałam tutaj, zazwyczaj można było mnie znaleźć na polach bitwy, a jak już zdecydowałam się spędzić noc w domku, ktoś oczywiście musiał mi przeszkodzić. Ja to mam szczęście w życiu...
 - Niby czemu - prychnęła pogardliwie wzruszając ramionami. Wzięła spowrotem do ręki szklankę i robiąc kilka łyków, odwróciła się w stronę okna. Ale ona mnie denerwowała... Czułam, że za niedługo wybuchnę i naprawdę zrobię jej krzywdę. Nie żebym miała jakieś wyrzuty, ale potem oczywiście wszyscy będą na mnie źli. - Domek jest dla wszystkich.
 - Ale teraz jestem tutaj ja - powiedziałam jakimś nieswoim głosem. Sama bym się go przestraszyła, gdybym bała się czegokolwiek, ale w swoim życiu widziałam już tyle, iż nic nie mogło mnie przerazić. Przecież byłam obecna podczas najkrwawszych wojen.
 - Szczerze mówiąc, nic mnie to nie obchodzi, moja droga - odparła i wyminęła mnie, kierując się do salonu. Oczywiście podążyłam za nią. Gdyby Suzushikujo naprawdę mnie znała, to uciekałaby gdzie pieprz rośnie. Bóstwo Chaosu i Zniszczenia powinno się tego domyślić.
 - Opuść ten dom, zanim stanie ci się krzywda - ostrzegłam ją, zakładając ręce na piersi i opierając się o framugę drzwi. Zauważyłam, że dziewczyna zbliża się do fotela bujanego, co już całkiem mnie rozsierdziło. Ten fotel był mój!
 - Nie - odpowiedziała, a ja w tym momencie podbiegłam do niej, złapałam ją za ramiona i cisnęłam nią o ścianę. Cholera. No i znowu się nie powstrzymałam... I po co było mnie prowokować? Miałam tylko nadzieję, że nie stało jej się nic poważnego.

Suzushikujo?

Od Charu c.d. Chihayi

Leżałem na ziemi koło sterty jakiś gratów. Powoli odzyskiwałem przytomność. Gdzieś pod powłoką świadomości czułem, że powinienem się już obudzić, by biec Chihayi na pomoc, ale po prostu nie mogłem, czułem się jakbym wleciał w jakąś wielką, czarną dziurę, z której trudno wyjść. Jednak martwiłem się o nią, bardzo się martwiłem i nie chciałem zostawiać jej samej z Crystalveursem. Teoretycznie to przez nią teraz nie mogłem się nawet ruszyć, ale zrobiła to przecież, żeby mnie ratować...
 - Charu? Nic ci nie jest? - Usłyszałem głos jakby z zaświatów. - Proszę, powiedz że nic ci nie jest. Tak strasznie cię przepraszam, ale musiałam.
 Powoli otworzyłem oczy i ujrzałem zmartwioną twarz Chihayi. Głaskała mnie po policzku i była przy tym taka... delikatna. Całkiem jakby nie ona. Nie znałem takiego Bóstwa Nocy. Szkoda, że tak rzadko odkrywała to swoje oblicze... Chociaż ja wiedziałem, od początku wiedziałem, że nie jest taka jak sama o sobie mówiła.
 - Pokonałaś go? - Zapytałem słabym głosem, a ona momentalnie odskoczyła ode mnie, jak oparzona. Mogłem się spodziewać, że tak będzie. Dopóki myślała, że jej nie słyszę mogła być miła. Dlaczego ona się tak zachowywała?
 - Tak - odpowiedziała cicho, unikając mojego wzroku. Faktycznie, kilka metrów dalej leżało to, co zostało z Crystalveursa. Wiedziałem jednak, że za niedługo on się pozbiera, więc trzeba uciekać i to jak najszybciej.
 - Nic ci nie jest? - Spytałem z trudem podnosząc się. Wszystkie kości mnie bolały. Kiedyś przebywanie z Chihayą przypłacę śmiercią, ale cóż... Nasze drogi chyba nieprędko się rozejdą, a nawet nie chciałbym tego.
 - Nie - mruknęła, ale gdy przybliżyłem się do niej zauważyłem na jej lewym udzie głęboką ranę. Zacząłem robić sobie wyrzuty. "Czemu ja nie jestem bóstwem wojny? Na cholerę mi ten pokój? Gdybym przynajmniej był przytomny podczas jej walki..."
 - Yhym, jasne - odpowiedziałem i urwałem kawałek dołu mojej koszuli, żeby opatrzeć nogę dziewczyny. Przecież nie mogłem pozwolić, żeby się wykrwawiła... Zresztą słyszałem, że znowu z trudem oddycha.
 - Co ty robisz? - Spojrzała na mnie zdziwiona, gdy przybliżyłem się do niej i zacząłem obwiązywać jej udo materiałem. Natychmiast nasiąknął krwią. Nie wyglądało to dobrze, powinien to zobaczyć profesjonalista...
 - Musimy stąd uciekać - stwierdziłem, zamiast odpowiedzi. Gdy skończyłem, podałem dziewczynie rękę, żeby pomóc jej wstać, ona jednak po pierwszym kroku zachwiała się i kolana się pod nią ugięły. Nie zastanawiałem się ani chwili i wziąłem ją na ręce. Przecież bym jej nie zostawił. Nigdy.

Chihaya? Takie bezsensowne :/ Przepraszam :(

Od Suzushikujo C.D. Clarissy

We wszechświecie istnieje wiele bóstw. Jedne są przyjazne i sprzyjające szczęściu, drugie pajające negatywną energią, a jeszcze trzecie neutralne bytujące dla zachowania równowagi i oddzieleniu dwóch poprzednich. Z pewnością jesteś w stanie wymienić większość z nich. Czasem kogoś pomijasz, zapominasz wspomnieć o kimś równie ważnym. Każde bóstwo jest ważne. Uczycie się o nich w szkole. Dorośli i dziadkowie wpajają wam do głowy, że istnieją dobre i złe. Że złych należy się strzec i pragną tego byś zgrzeszył. Że te dobre cały czas walczą z tymi złymi. Ale jaki jest sens opowiadać o czymś, o czym nie ma się pojęcia? Wiele osób układa legendy na temat ich osobistości, przypisuje bardzo często błędne cechy charakteru oraz aparycji. O każdym istnieją różne teorie i historię. Ludzie spekulują o nich kiedy nadarzy się taka okazja. Ich natura nie jednego zadziwia. Jednakże, czy oni wiedzą o tym? O tym, że to właśnie ludzie zrodzili wszystkie bóstwa? Gdyby cały czas był pokój, nie byłoby wojny. Gdyby cały czas trwał dzień, nie byłoby nocy. Dużo by tu jeszcze wymieniać. Dziś pragnę przybliżyć wam jedno z wielu istniejących bóstw. Ludzie często o nim zapominają, z pokolenia na pokolenie wiedza o nim coraz mniej. Ah... niektórzy wiedzą tylko, że istnieje. To przykre, bo wkońcu towarzyszy nam na co dzień. Często to przez nią popadamy w depresje, różne choroby psychiczne. W sumie po tym w większości przypadków ludzie popełnili samobójstwa a samo bóstwo wpada w stan melancholii. Zapomniane choć tak bliskie ludziom... bóstwo chaosu i zniszczenia... Suzushikujo. Kobieta jest inna od wszystkich. Przynosi ze sobą nie tylko chaos i zniszczenie ale również ból, cierpienie, rozpacz, krzyk agonii. Od tylu tysięcy lat to słyszała... a nadal pieśń cudzych krzyków, sapów, płaczu ją nie nudzi. Mhm... w sumie to satysfakcjonuje ją, pragnie więcej choć tak naprawdę to ona czuje się pusta. Dobrze przeczytałeś. Bóstwo chaosu i zniszczenia czuje się puste w środku, jakby nie posiadała większości tych emocji. Porównuje siebie do wszystkich lalek. Ale ona jest żywa i posiada zalążki uczuć. Choć są to negatywne uczucia i emocje, to zawsze coś. Właśnie to, czyni ją jeszcze człowiekiem zdolnym do czegoś. A może powodem braków jest zniszczenie? Nie wiem tego ani ja, ani nawet ona... Chaos coraz bardziej ją pochłania siejąc dookoła zniszczenie. Traci wszystko. Ale czy ona tego chce? Nie... nikt tego nie chce dlatego nie trzeba się jej pytać. Jak nie patrzeć Suzushikujo ma dwie twarze. Najczęściej jest ta zimna, pokerowa mina. Okazuje jedynie obojętność a jak się odezwie jej chłodna barwa przerazi nie jednego. Bo przecież poker face i zimny głos idealnie do siebie pasuje. Natomiast druga.... to całkiem inna osoba. Zachowuje się jak psychopatka, rzuca w kąt maskę numer jeden. Możesz powiedzieć o niej jak o szaleńcu. Nie panuje nad sobą ale bardzo często to wtedy ma wrażenie, że nie ma żadnych uczuć. To dlatego wszystkie bóstwa trzymają się od niej z daleka. Choć większości to nie przeszkadza, bo przyzwyczaiły się do jej stylu bycia...
Była świadkiem wielu nie przyjemnych rzeczy, ale nadal pozostaje taka sama. Nie zmienna, wieczna, nieśmiertelna.. Tak się tylko tobie wydaje. Nasza Suzu należy do nie wielkiej grupki bóstw, o których zachowaniu wiedzą inni. Często pojawiała się na opustoszałych polach bitew. Jej czarna postać widywana często w odbiciu potłuczonego szkła, zakrwawionych mieczy lub rozbitych luster. Zawsze gdy się zatrzymywała spoglądała w szare niebo. Przyzywała deszcz by obmył pole, które wraz z poznaniem chaosu doznało zniszczenia. Bóstwo to żyje w ciągłym nieszczęściu. Widziała nie tylko wyniszczającą drugą oraz pierwszą wojnę światową, ale również wiele innych bitew toczonych jeszcze wcześniej. Od dawna otaczały ją trupy i pobojowiska. Ludzie, którzy nie potrafili zrozumieć swojego życia oraz poukładać swojego życia, wcześniej pocieszali się, bo razem z nimi jest właśnie bóstwo chaosu i zniszczenia. Teraz jednak trwa, ludzie zapominają o niej, bo stała się codziennością. Wszyscy doszli do wniosku, że chaos stwarzamy sobie sami poprzez problemy, które sobie ubzduramy. Więc każdy pragnie mieć uporządkowane życie. I co to oznacza? Co jeżeli ludzie całkiem uwolnią się od chaosu i zniszczenia? Czy bóstwo zniknie? Sądzę, że jest to możliwe. A czy powróciłoby ? Z pewnością. A czy takie same? Nie wiem.
~~~~
Szłam powoli przedzierając się przez las. Moja grzywka opadała na moje czoło. Poprawiłam czarne rękawiczki. Nigdy ich nie zdejmowałam. Nie było powodu, chyba, że chciałam się umyć. Ale to nie istotne. Ziewnęłam szeroko zasłaniając usta ręką. Szkoła naprawdę potrafi zmęczyć. Wyszłam z lasu i trafiłam na jezioro. Było mi tak dobrze znane... Ogromne a na drugim końcu widziałam domek. Nie wyraźnie ale jednak widziałam. Przysiadłam przy brzegu tępo wgapiając się w taflę wody.
-Dziś jest tak spokojnie... - mruknęłam sama do siebie.
Naprawdę spokojnie, aż nazbyt jak na te czasy. W końcu współcześni ludzie są tacy zabiegani... na nic nie starcza im czasu. Może przez jakiś dzień tygodnia? Ale tak jest tylko w niedziele... Widocznie tracę rachubę czasu. Takie młode bóstwo.... inni mają ma ok. 20 tysięcy lat a ja zaledwie 16 tysięcy. Różnica jest dość spora. Wpatrywałam się leniwie w białe obłoczki sunące po nieboskłonie. Nudno... W sumie trzeba by gdzieś pójść się przespać. Robi się ciemno a myślę, że spanie tutaj nie będzie najlepszym pomysłem. Wstałam więc i od razu usłyszałam dźwięk zderzającego się ze sobą metalu. Ale to tylko moje kunai...
Ruszyłam więc do domku po drugiej stronie jeziora. Droga minęła mi szybko. I nie spodziewałam się, że ktoś tam by był. Ba! Przecież nie zwracam na to uwagi. Zapukałam jednak do drzwi. A mogłam tak po prostu wejść...Nagle drzwi z impentem otworzyła Clarissa. Nie spodziewałabym się jej tutaj. Właściwie dziś mogła odpuścić sobie to miejsce i zostać w naszej krainie. Bez słowa weszłam do środka zgrabnie ją wymijając. Doskonale wiedziałam, że będzie wkurzona. Nie przeszkadza mi to. Podreptałam do malutkiej kuchni. Do szklanki nalałam wody i wzięłam kilka łyków. Za sobą usłyszałam Clarissę. Cóż.... kto kolwiek by nie przyszedł i tak by nie była zadowolona.
(Clarissa? )

Od Chihayi c.d. Charu

Spojrzałam na niego wielkimi oczyma.
-Co..?-z mojego gardła wydobyło się tylko to. Cała pozostała część gdzieś zginęła. Przecież nie mogłam go tak tu zostawić z tym stworem. Puściłam go powoli. Widziałam jak moja ręka cała się trzęsie i dobrze wiedziałam, że zaraz cała będę się trząść. Zacisnęłam dłonie w pięści i wbiłam w chłopaka morderczy wzrok.
-Albo się ruszysz, albo ja cie ruszę-warknęłam. Charu nawet się nie ruszył. Westchnęłam zrezygnowana i odeszłam od niego na kilka kroków. Przywołałam swoją czarną broń, do której potrzebna była moc. Wiedziałam, że używając jej jeszcze bardziej się osłabię, jednak musiałam to zrobić. Gdyby coś mu się stało.. Komukolwiek.. Wycelowałam w Charu. Mrucząc pod nosem coś w rodzaju przeprosin wystrzeliłam w jego stronę niebieski promień. Chłopak poleciał w bok prosto na jakiś stos gratów. Odwróciłam się w stronę stwora i wycelowałam prosto w jego łeb. Strzeliłam, a błękitna kula ledwo drasnęła Crystalveursa. Przełknęłam ślinę trochę niepewnie. Zły znak, skoro nawet go to nie ruszyło. Kolejne ataki nie przyniosły większego skutku, poza tym, że potwór wściekł się jeszcze bardziej. Ryknął na mnie, a jego ręka zmieniła się w miecz. "Jajć! Nie wiedziałam, że tak potrafi.." przeleciało mi przez myśl. Oddychałam ciężko, te ataki szybko mnie wymęczyły. Chociaż to chyba nie ich wina.. Wyprostowałam się, a broń natychmiast zniknęła. Postanowiłam zaatakować go fizycznie. Tak chyba będzie lepiej. Wyciągnęłam z kieszeni czerwoną broń. Wzięłam głęboki wdech i odbijając się mocno jedną nogą pobiegłam w stronę Crystalveursa. Stwór zamachnął się swoją mieczo-ręką i wycelował we mnie. Podskoczyłam unikając kryształowego ostrza i wylądowałam na łapie stwora. Jedna noga ześlizgnęła mi się z miecza i uderzyłam mocno kolanami o kamień przy okazji przecinając sobie nogę gdzieś na udzie. Szybko się podniosłam i spojrzałam prosto w ślepia przeciwnika. Ten zaryczał i z ogromną siłą wyrzucił mnie w powietrze. Poleciałam naprawdę wysoko. Postanowiłam wykorzystać siłę spadania do własnych celów. W najwyższym momencie zrobiłam kilka obrotów. Moja broń zmieniła się w wielki, ostry miecz. Kiedy zaczęłam spadać wymierzyłam prosto w środek łba Crystalveursa. Gdy krawędź miecz zetknęła się z kryształem ten ustąpił ostrzu. Spadłam na ziemię przecinając potwora na pół. Spojrzałam w górę, wspierając się na mieczu. Nagle obie połówki mojego przeciwnika rozpadły się na małe kawałeczki. Największy z nich spadł prosto na mnie przygniatając mnie swoim ciężarem do ziemi. Nie mogłam się spod niego wydostać, a przecież Charu też mi nie pomoże.. Chwila. Charu! Rozpaczliwie próbowałam wygramolić się spod kamienia, lecz moje wszystkie wysiłki szły na marne. W końcu wkurzona do granic uderzyłam w niego mieczem. Natychmiast rozpadł się na maluteńkie kawałeczki. "Och, głupia.. Nie mogłaś szybciej?" upomniałam się w myślach. Podniosłam się szybko i pobiegłam w stronę, gdzie wcześniej stał chłopak. Spojrzałam, w lewo i zobaczyłam jak leży na pół przytomny. Skoczyłam w jego stronę lądując tuż przed nim na kolanach. Dopiero w tym momencie poczułam szczypanie na udzie. Jednak zignorowałam je i zbliżyłam się bardziej do Charu. Patrzyłam na niego zmartwiona delikatnie głaszcząc go po policzku.
-Charu..? Nic ci nie jest?-szeptałam-Proszę, powiedz, że nic ci nie jest.. Tak strasznie cię przepraszam, ale musiałam..
Zupełnie zapomniałam o moim wyczerpaniu, braku tchu, rozcięciu i wszystkim innym. Tak cholernie sie o niego martwiłam..

Charu? xd beznadzieja, wybacz, ale: SZKOŁA ;C

Od Charu c.d. Chihayi

 Stałem przez chwilę oszołomiony i patrzyłem za odchodzącą Chihayą. No cóż, czyli jednak się rozdzielamy. Zdziwiło mnie jednak to, że mi podziękowała. I do tego ten całus w policzek... To nie było do niej podobne.
 Już miałem odejść, gdy nagle usłyszałem krzyk Bóstwa Nocy. Stanąłem jak wryty, po czym pobiegłem w stronę, gdzie oddaliła się dziewczyna.
Ujrzałem przerażający widok. Chihayę trzymał jeden z Crystalveursów. Nie miała szans - gdyby ją puścił pewnie by go pokonała, ale w tej sytuacji... Musiałem coś wymyślić i to szybko, żeby ją ratować.
 - Zostaw ją! - Zawołałem podbiegając do kryształowego potwora. Stanąłem przed nim i spojrzałem mu w ślepia, starając się przesłać do jego głowy pozytywne emocje. Teraz jedynie zależało mi na tym, by uwolnić moją koleżankę.
 - Co ty tu robisz?! - Pisnęła przerażona Chihaya. Zaczęła się wykręcać, co zaowocowało tylko tym, że Crystalveurs ścisnął ją jeszcze mocniej. Bałem się, że zaraz połamie jej wszystkie kości, czego raczej by nie przeżyła... - Uciekaj!
 - Uspokój się - powiedziałem do dziewczyny, nie przerywając kontaktu wzrokowego z potworem. Sam byłem nieźle wystraszony, ale musiałem jakoś zapanować nad emocjami, żeby nie rozjuszyć jeszcze przeciwnika. - Puść ją. Chcesz ją puścić. Między nami jest zgoda, pokój.
 Powtarzałem tak chyba przez minutę, aż w końcu Crystalveurs rozluźnił uścisk i wypuścił Chihayę. Dziewczyna upadła na ziemię, ale natychmiast się pozbierała i podbiegła do mnie, łapiąc mnie za ramię.
 - Chodź, uciekamy! - Zawołała ciągnąc mnie za rękę, ale ja nie mogłem się ruszyć, gdyż wiedziałem, że jeśli odwrócę się od kryształowego potwora, moja moc przestanie działać, on natychmiast nas zaatakuje. A nie chciałem by moja towarzyszka znowu walczyła - tym bardziej po tym, jak czuła się ostatnimi czasy. Jeśli znowu zabraknie jej tchu?
 - Nie, ty uciekaj - odparłem.

Chihaya? Przepraszam :( Nie wyszło mi, ale to przez szkołę ;_;

Od Feitana c.d. Shane'a

- Jakiś ty hojny, ale wiesz... Nie potrzeba mi za wiele. - Uśmiechnąłem się. Wolałbym zjeść w tańszej restauracji tam, gdzie jest więcej życzliwych ludzi. W takich lokalach każdy łeb ma uniesiony do góry i zapomina, że mimo wszystkiego wciąż jest zwykłym szarym człowiekiem. Tacy ludzie są zabawni, aż chce się patrzeć jak powoli wszystko się im sypie. Choć to zatrzymam dla siebie. Nie chcę tym "zatruwać" pana Promyczka. Pewnie ma coś lepszego do roboty. Choć nie bardzo to mnie interesuje. Zadowolony już czekałem, aż przyniosą nasze zamówienie. Rozejrzałem się dookoła, jadali tu głównie "sztywni" ludzie. Odziani w super garniaki, zachowywali się jakby byli panem swojego losu i całego świata. Biedni pracownicy, męczą się by zapewnić jak najlepsze jedzenie swoim klientom. Skrzywiłem się na samą myśl o tym. Prawie zapomniałem o tym, że przede mną siedzi mój towarzysz. Zrobiło mi się trochę głupio. Proponuję wyjście na miasto by coś zjeść, płaci za mnie i jeszcze zachowuję się jakbym był sam. Dostając swoje danie spojrzałem na Promyczka.
- Smacznego - mruknął.
- Dziękuję i nawzajem - wesoło odpowiedziałem. - Idealnie titaj pasujesz, zachowujesz się jak taki milczek i wydajesz się sztywny. Próbowałeś kiedyś wyjść z domu bez kaptura? Gorszy dzień? Źle się czuję będąc sam taki uśmiechnięty. - Chłopak dziwnie na mnie spojrzał po czym cichutko się zaśmiał. Następnie wrócił do jedzenia. - Zróbmy party i zaprośmy inne bóstwa! - zakrzyknąłem wesoło. Ludzie dookoła przenieśli swój wzrok na nas. Nie przejmując się tym sam zabrałem się dalej. Po pewnym czasie zaczęli szeptać. To trochę denerwujące. Jestem prawie pewien, że szeptają o nas. Szybko więc skończyłem swoją sałatkę, w końcu nie mogę jeść mięsa to by zraniło moich kopytnych przyjaciół. Nieco mocniej położyłem rękę na stole. - No to jak? - zacząłem szeptem. - Party czy nie party?

Shane? Wybacz,że takie krótkie.

Szkoła!

Witajcie!
 Wszystko co chciałam napisać w sumie zamieściła już w swoim poście Chihaya, więc ja tylko życzę Wam by szkoła Was nie zamęczyła i byście byli nadal aktywni na blogu :)
Więc - wszystkiego dobrego i wspaniałego roku szkolnego!
Klara

1 Września ;_;

Tak moi drodzy. Oto nadszedł ten dzień, w którym ponownie wracamy do szkół ;_;
Taaaak.. Chyba większość z nas się z tego nie cieszy.
Jednak chciałabym Wam życzyć.. Yy.. No tego czego życzy się kiedy ktoś idzie do szkoły xD
Mam nadzieję, że powrót do szkół nie zakłóci funkcjonowania tego bloga i że nadal wszyscy będziemy aktywni ^^
Oczywiście rozumiem, że szkoła to obowiązek i że opowiadania mogą się opóźniać, jednak starajmy trzymać się regulaminu ^^
Pozdrawiam, życzę przyjemnego roku szkolnego, 
Chihaya :3

Od Chihayi c.d. Charu

Przez chwilę patrzyłam na niego w milczeniu. Następnie kucnęłam i zaczęłam szukać jakiegoś sznurka czy czegoś podobnego. W końcu moje palce natrafiły na jakiś sznureczek. Podniosłam się i oplotłam nim kawałek kryształu. Może nie wyglądało to pięknie, ale dało się to nosić. Kiedy obwiązałam kamień, zawiązałam sobie sznurek na szyi. W sumie to nie wiedziałam czemu to robię, ale nie chciałam go zgubić. A z kieszeni zawsze mógł wypaść. Odwróciłam się do chłopaka plecami, zarzuciłam kaptur na głowę i ruszyłam wolno przed siebie.
-Jeśli masz własne zajęcia, nie mam prawa ci przeszkadzać-powiedziałam dość chłodno.
-Zaczekaj-zawołał Charu, kiedy przeszłam już dobre kilkanaście metrów. Zerknęłam w tył i zatrzymałam się. Staliśmy na otwartej przestrzeni. Największa głupota jaką można popełnić w świecie z potworami. Charlie podbiegł do mnie i zapytał
-Dlaczego taka jesteś?
Przez dłuższą chwilę milczałam zastanawiając się co ma na myśli.
-Jaka?-nadal stałam do niego plecami.
-Wredna, jesteś ciągle na mnie cięta, kłócisz się ze mną o byle co..-chciał jeszcze coś dodać, ale uniosłam dłoń w górę, żeby umilkł. Sama nie byłam pewna, dlaczego taka jestem, więc nie potrafiłam odpowiedzieć na jego pytanie. Ale w jednym miał rację. Jestem na niego cięta, choć czasem nie powinnam. Ale zaśnięcie na służbie to największy błąd. Chociaż.. Powinnam mu być wdzięczna, że mnie pilnował. Mogłam w spokoju spać, choć i tak pewnie obudziłby mnie najmniejszy szmer jakiegoś stwora. Patrzyłam przed siebie zapatrzona w jeden, nie do końca określony, punkt. Martwił się o mnie. Ale taka jego rola w świecie. Zacisnęłam dłonie w pięści i odwróciłam się do niego. Patrzył na mnie nie wiedząc co chce zrobić. Pewnie myślał, że mu przywalę czy coś.. Pewnie bym tak zrobiła, ale przecież nie mogłam. Podeszłam do niego, cmoknęłam w policzek, mruknęłam coś co miało brzmieć "dziękuję", odwróciłam się i szybkim krokiem odeszłam. Moje odejście śmiało można było nazwać zwiewaniem czy ucieczką. Bo faktycznie chciałam uciec z tamtego miejsca. Zwolniłam dopiero, gdy byłam pewna, że Charu mnie nie widzi. Oparłam się o coś i odetchnęłam. Czemu to zrobiłam? Nie wiem. Po co? Nie mam bladego pojęcia. Dlaczego? Nie zadawaj już takich pytań. Czy było to do mnie podobne? Nie. Znaczy tak. Znaczy zależy której mnie. Ii czy Chihayi. Nie. Nie tak. Zależy od humoru.
Nagle coś o co się opierałam poruszyło się. Odskoczyłam w przód obracając się. Ujrzałam wielkiego Crystalveursa, który natychmiast złapał mnie w swoją wielką łapę. Nie mogłam się ruszyć, za mocno mnie ściskał. Wystarczyłoby, żeby na moment mnie puścił to mogłabym go zaatakować. Jednak nie zanosiło się na to, że stwór ma zamiar mnie puścić.


Charu? Beznadziejne, wiem ;-; ale na szybko :c