wtorek, 1 września 2015

Od Charu c.d. Chihayi

Podniosłem się z ziemi i momentalnie zakręciło mi się w głowie. Oparłem się o stojące obok drzewo, po czym dotknąłem palcami miejsca na skroni, które cały czas zasłonięte miałem włosami. Wyciągnąłem dłoń przed siebie i ujrzałem na niej krew. No pięknie. Musiałem walnąć w jakiś kamień, gdy koziołkowaliśmy z góry. Poczułam jak strużka ciepłej cieczy spływa mi po policzku.
 - Jesteś ranny! - Zawołała z lekkim przestrachem Chihaya. Ja jednak nie zbyt się tym przejąłem. Przecież nie pierwszy raz w życiu obrywałem w głowę. Po spotkaniach z Clarissą zawsze wychodziłem poturbowany. Ale jakoś za każdym razem szybko się z tego wylizywałem.
 - A tam - machnąłem lekceważąco ręką, rozglądając się po okolicy. Musiałem zaprowadzić dziewczynę do najbliższego szpitala, choćby nie wiem co się działo. Wiedziałem, że jest z nią coraz gorzej. Była o wiele bledsza niż przed kolejną walką z Crystalveursem.
 - Nie "a tam!" - zaprzeczyła z lekkim uporem. Znowu zaczynała zachowywać się jak Chihaya, którą poznałem. Ucieszyłem się, że jest w niej nadal siła do sprzeczania się ze mną. Nie było z nią jeszcze do końca źle. Przynajmniej tyle dobrze. - A jak umrzesz?
 - Nie umrę - odpowiedziałem, uśmiechając się do niej lekko. Podszedłem do niej i znowu chciałem wziąć ją na ręce, ale dziewczyna odskoczyła ode mnie, nie pozwalając się nawet dotknąć. Jak za starych, dobrych czasów... Nie powiem, żeby mi tego brakowało.
 - Zwariowałeś? Mogę iść sama - stwierdziła i ruszyła przed siebie, z każdym krokiem kulejąc coraz bardziej. Wiedziałem, że nie ujdzie nawet dwudziestu metrów, jak się przewróci. Miałem rację, w pewnym momencie zachwiała się i by upadła, ale wtedy podbiegłem do niej i ją złapałem.
 - Może jednak mi ustąpisz? - Zapytałem, cały czas trzymając ją blisko siebie. Była chyba zbyt słaba, by znowu mi się wyrywać i dobrze. Nie miałbym chyba siły dalej za nią biegać. Chociaż i tak bym to robił, bez względu na wszystko.
 - A jak zemdlejesz? Nie jestem znowu taka lekka - zakpiła Chihaya. Jak dla mnie była leciutka jak piórko, miałem jednak nadzieję, że nie zakręci mi się znowu w głowie, gdy będę ją niósł. Nie chciałbym, żebyśmy w dwójkę wylądowali w jakimś rowie.
 - Chihaya... nie wymyślaj już - odparłem, po czym znowu wziąłem ją na ręce.

Chihaya? Beznadziejne, wiem -_- I to Ty mówisz, że nie masz pomysłów ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz