wtorek, 1 września 2015

Od Charu c.d. Chihayi

Leżałem na ziemi koło sterty jakiś gratów. Powoli odzyskiwałem przytomność. Gdzieś pod powłoką świadomości czułem, że powinienem się już obudzić, by biec Chihayi na pomoc, ale po prostu nie mogłem, czułem się jakbym wleciał w jakąś wielką, czarną dziurę, z której trudno wyjść. Jednak martwiłem się o nią, bardzo się martwiłem i nie chciałem zostawiać jej samej z Crystalveursem. Teoretycznie to przez nią teraz nie mogłem się nawet ruszyć, ale zrobiła to przecież, żeby mnie ratować...
 - Charu? Nic ci nie jest? - Usłyszałem głos jakby z zaświatów. - Proszę, powiedz że nic ci nie jest. Tak strasznie cię przepraszam, ale musiałam.
 Powoli otworzyłem oczy i ujrzałem zmartwioną twarz Chihayi. Głaskała mnie po policzku i była przy tym taka... delikatna. Całkiem jakby nie ona. Nie znałem takiego Bóstwa Nocy. Szkoda, że tak rzadko odkrywała to swoje oblicze... Chociaż ja wiedziałem, od początku wiedziałem, że nie jest taka jak sama o sobie mówiła.
 - Pokonałaś go? - Zapytałem słabym głosem, a ona momentalnie odskoczyła ode mnie, jak oparzona. Mogłem się spodziewać, że tak będzie. Dopóki myślała, że jej nie słyszę mogła być miła. Dlaczego ona się tak zachowywała?
 - Tak - odpowiedziała cicho, unikając mojego wzroku. Faktycznie, kilka metrów dalej leżało to, co zostało z Crystalveursa. Wiedziałem jednak, że za niedługo on się pozbiera, więc trzeba uciekać i to jak najszybciej.
 - Nic ci nie jest? - Spytałem z trudem podnosząc się. Wszystkie kości mnie bolały. Kiedyś przebywanie z Chihayą przypłacę śmiercią, ale cóż... Nasze drogi chyba nieprędko się rozejdą, a nawet nie chciałbym tego.
 - Nie - mruknęła, ale gdy przybliżyłem się do niej zauważyłem na jej lewym udzie głęboką ranę. Zacząłem robić sobie wyrzuty. "Czemu ja nie jestem bóstwem wojny? Na cholerę mi ten pokój? Gdybym przynajmniej był przytomny podczas jej walki..."
 - Yhym, jasne - odpowiedziałem i urwałem kawałek dołu mojej koszuli, żeby opatrzeć nogę dziewczyny. Przecież nie mogłem pozwolić, żeby się wykrwawiła... Zresztą słyszałem, że znowu z trudem oddycha.
 - Co ty robisz? - Spojrzała na mnie zdziwiona, gdy przybliżyłem się do niej i zacząłem obwiązywać jej udo materiałem. Natychmiast nasiąknął krwią. Nie wyglądało to dobrze, powinien to zobaczyć profesjonalista...
 - Musimy stąd uciekać - stwierdziłem, zamiast odpowiedzi. Gdy skończyłem, podałem dziewczynie rękę, żeby pomóc jej wstać, ona jednak po pierwszym kroku zachwiała się i kolana się pod nią ugięły. Nie zastanawiałem się ani chwili i wziąłem ją na ręce. Przecież bym jej nie zostawił. Nigdy.

Chihaya? Takie bezsensowne :/ Przepraszam :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz