czwartek, 3 września 2015

Od Charu c.d. Chihayi

Nagle wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Ci ludzie chcieli zabić Chihayę.  To dlatego  ostatnio się tak źle czuła - w jej krwi była trucizna. I dlatego jeden z policjantów przyłożył mi, gdy chcieli zabrać tylko ją. Ja nie byłem im potrzebny... No bo po co komu Bóstwo Pokoju? Nie wyglądali mi oni na specjalnie ugodowych. Nie znałem jednak sedna sprawy - czemu chcą ją zabić, co ona takiego im zrobiła?
 - Co robimy? - Zapytała drżącym głosem dziewczyna. Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć, nie miałem żadnego pomysłu. Co najgorsze, zdawałem sobie sprawę, że ona może umrzeć, że trucizna cały czas działa... Musiałem ją uratować.
 - Nie wiem... - odpowiedziałem, wzruszając ramionami. Gdybym tak był Bóstwem Wojny, a jestem tylko... Zaraz, przecież jestem Bóstwem Pokoju. Mogę użyć swojej mocy i przekonać strażnika, by nas wypuścił. - Chyba mam pomysł. Zaraz stąd wyjdziemy, nie martw się.
 - Jak? - Zaciekawiła się Chihaya, ale ja już się nie odezwałem, gdyż miałem świadomość, iż zorientuje się, jakie mam zamiary. Podszedłem do krat, zastanawiając się jak zacząć konwersację. Nie chciałem od razu wzbudzić podejrzeń.
- Hej, ty! - Zawołałem do mężczyzny, który siedział przy biurku. Spojrzał na mnie lekceważąco. W międzyczasie dziewczyna zbliżyła się do mnie i złapała mnie za rękę. Nie wiem, czy chciała mnie powstrzymać, czy dodać otuchy. - Podejdź tutaj! Szybko!
 - Co? Po co? - Zdziwił się, ale miałem wrażenie, że już zaczął ulegać. Powoli przestawał być wrogo do nas nastawiony, jeszcze tylko chwila, a otworzy zamek i wyjdziemy na wolność. Będziemy musieli uciec, zanim moja moc przestanie działać. Miałem tylko nadzieję, że nie ma przy sobie pistoletu.
 - Słuchaj, nie mógłbyś nas wypuścić? - Zaproponowałem, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. Ten powoli wstał z krzesła, wyjął z kieszeni pęk kluczy i podszedł do kraty. Wahał się jednak jeszcze przez chwilę... - Przecież nic ci nie zrobiliśmy, prawda? Nawet nas lubisz.
 - Prawda - zgodził się i przekręcił zamek. Pociągnąłem za sobą Chihayę i popychając drzwi wybiegliśmy z pomieszczenia. Zaczęliśmy biec korytarzem, słysząc, że policjant nie jest już pod działaniem "uroku" i właśnie nas goni. Tymczasem czułem, że moja towarzyszka zwalnia coraz bardziej...

Chihaya? :p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz