środa, 2 września 2015

Od Charu c.d. Chihayi

Przytulałem przez dłuższą chwilę Chihayę, aż poczułem, że pod dziewczyną lekko uginają się kolana. Odsunąłem ja od siebie i zauważyłem, że nadal nie jest opatrzona. Wtedy naprawdę się zdenerwowałem. Czemu to ja siedziałem w gabinecie, a nie ona?
 - Dlaczego się nią nie zajęliście? - Zapytałem, wstając z krzesła i sadzając na nim Bóstwo Nocy. Czułem się już całkiem dobrze, a co najważniejsze, nie kręciło mi się w głowie. Bardzo dobrze, bo wiedziałem, że za niedługo będziemy musieli opuścić szpital. A wtedy to ja przejmę opiekę nad całą wyprawą i już nigdy nie pozwolę walczyć mojej towarzyszce. - Nie widzicie, że jest ranna?
 - A... ale - zająknął się lekarz, patrząc na nas jak na zjawy z zaświatów. Szczerze mówiąc mało pamiętałem z tego, co się działo zanim trafiłem do gabinetu zabiegowego, dlatego nie rozumiałem zdziwienia doktora. - Przecież ta dziewczyna kazała...
 - Co mnie to obchodzi? - Zawołałem, patrząc na Chihayę wzrokiem, który mówił "Dlaczego to zrobiłaś?". Nie rozumiałem jej, ani tego dlaczego tak się o mnie martwiła, skoro jeszcze niedawno mówiła, że mnie nienawidzi. Ja to od początku... od początku ją lubiłem. - Macie się nią zająć, natychmiast, bo was podam do sądu!
 - Już dobrze - zgodził się mężczyzna, który widocznie chciał uniknąć kłopotów. Podszedł do dziewczyny i zaczął oglądać jej ranę, ja natomiast stałem z boku z rękami założonymi na piersi. Najbardziej zależało mi na tym, aby to jej pomogli, średnio obchodziło mnie własne zdrowie. - Musimy jednak jeszcze poinformować waszych rodziców...
 - Tylko, że my... - zaczęła Chihaya, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem, tak jakbym to ja mógł cos wymyślić. Wiedziałem, że problemy nas nie ominą... I co ja teraz mam zrobić? No cóż, może coś przyjdzie mi do głowy.
 - Co? Uciekliście z domu? - Spytał z satysfakcją w głosie lekarz. Miałbym ochotę mu przyłożyć, gdyby nie to, że jestem Bóstwem Pokoju. Może jakoś pokojowo właśnie rozwiążemy tę sprawę? Przecież nie możemy go pobić.
 - Przepraszam pana, ale ja jestem pełnoletni, więc nie jestem już pod opieką rodziców - odparłem. W końcu miałem te dwadzieścia jeden lat... Tysiące możemy pominąć. Jedynie z Chihayą mógł być kłopot...
 - Ty? Pełnoletni? - Doktor spojrzał na mnie z kpiną. No jasne, zapomniałem, że wyglądam na gówniarza z gimnazjum. Czy to moja wina? Przecież nie mogłem mu powiedzieć, że jestem Bóstwem Pokoju i to dlatego...
 - Tak, mam dwadzieścia jeden lat - warknąłem. W ostateczności miałem zamiar użyć swojej mocy, żeby przekonać go iż chce z nami zgody i wypuści nas po prostu, ale nie chciałem tego robić przy świadkach, a w gabinecie były jeszcze dwie pielęgniarki.
 - Nie żartuj - zaśmiał się gromko lekarz, wbijając strzykawkę z jakimś lekiem w udo Chihayi, a dziewczyna skrzywiła się. Miałem wielką ochotę ją przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, ale nie mogłem przerywać dyskusji z mężczyzną. - Już prędzej przypuszczałbym, że to twoja koleżanka osiągnęła już wiek dorosłości. Siostro - zawołał do jednej z kobiet. - Proszę zadzwonić na policję i powiedzieć, że mamy tutaj dwóch włóczęgów.

Chihaya? :/ Wiem, że okropne ;_;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz