niedziela, 30 sierpnia 2015

Od Charu c.d. Chihayi

Chihaya zasnęła po chwili, a ja stałem jakiś czas, opierając się o jakąś deskę i patrzyłem na nią. Była taka inna, gdy spała... Wyglądała jak mała dziewczynka, w niczym nie przypominała tej odważnej, wojowniczej dziewczyny, która jednym ciosem powalała na ziemię dorosłego faceta. Wiedziałem, że w gruncie rzeczy ona nie jest zła, ani też taka, jaką sama siebie opisuje. Szczerze mówiąc, martwiłem się o nią. Wystraszyłem się, gdy nagle zabrakło jej tchu - to nie wróżyło nic dobrego.
 W końcu zmęczyłem się staniem i usiadłem na ziemi. Miałem świadomość, że będę musiał czuwać cały czas. Chihaya była taka zmęczona - w życiu bym jej nie budził, a ta okolica była zbyt niebezpieczna... W każdej chwili mógł pojawić się jakiś kolejny kryształowy potwór, albo coś.
 Przesiedziałem więc tak parę ładnych godzin, nasłuchując, czy coś się do nas nie zbliża. Miałem szczęście, że akurat żaden stwór nie zaciągnął się w te okolice. Od czasu, do czasu zerkałem na Chihayę, która spała jak suseł, nadal ściskając w dłoni kawałek kryształu.
 Nie wiem ile minęło czasu, ale w końcu nie wytrzymałem i na chwilę zamknąłem oczy, opierając głowę o jakiś wystający kawałek metalu. Od razu zasnąłem - efekt ostatnich przeżyć, bezsennej nocy i tak dalej.
 Obudziłem się dopiero, gdy ktoś zaczął szarpać mnie za ramię.
 - Co... o co chodzi? - Spytałem otwierając oczy i ujrzałem nad sobą zdenerwowaną twarz Chihayi. No jasne, obudziła się, zobaczyła, że ja śpię i jest wściekła. Powinienem się do tego przyzwyczaić, ona nigdy nie zmieni do mnie nastawienia.
 - Nie ma to jak ciebie zostawić na posterunku - westchnęła ciężko i wygramoliła się ze swojej opony. Nie miałem pojęcia która jest godzina, ale musiało być około południa, gdyż słońce wisiało wysoko na niebie.
 - Ja wcale nie spałem, tylko... - żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła mi do głowy. Zresztą nie miałem siły na kłótnię z nią. Głowa mnie rozbolała - to pewnie przez ten metal i miałem ochotę znaleźć się gdziekolwiek, byle nie tu. - To co robimy?
 - My? - Zdziwiła się Chihaya i spojrzała na mnie z ukosa. Jeśli myślałem, że od ostatniej naszej rozmowy coś się zmieniło, to się myliłem. Nadal była na mnie cięta. Przecież ja chciałem tylko jej pomóc...
 - No jasne, zapomniałem - westchnąłem, podnosząc się z ziemi. Otrzepałem spodnie i poprawiłem na sobie koszulę. Przeczesałem palcami włosy, rozglądając się po okolicy. Po chwili zorientowałem się, że dziewczyna nadal na mnie patrzy. - Czyli co? Znów się rozdzielamy?

Chihaya? Przepraszam, brak weny :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz